Page 99 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 99
poprzez ich udział w obozie Hemszech. Były już wystarczająco duże, aby
jechać, zaś ojciec ekscytował się jak dziecko perspektywą odwiedzania
ich w zielonej, wiejskiej okolicy na północy stanu Nowy Jork. Widział
w nich samego siebie w młodości, a także dzieci, którymi opiekował się
jako kierownik kolonii ponad czterdzieści lat wcześniej.
Opowieści o kolonijnych doświadczeniach ojca weszły do zbioru legend
rodzinnych. Powtarzał je wielokrotnie, nie przez roztargnienie, ale dla-
tego, że chciał, abym je zapamiętała. Jego opowieści nie ograniczały się
jednak do wesołej strony życia. Mówił o brutalności wojny i losie swoich
krewnych. W kręgu przyjaciół naszej rodziny, także ocalałych, należał do
mniejszości poświęcającej się z misjonarskim zapałem „opowiadaniu”.
Irytowała go niechęć innych do mówienia o Holokauście.
– Nasze pokolenie wkrótce odejdzie – mawiał. – Kto wtedy uwierzy,
że te wszystkie nieludzkie rzeczy, których doświadczyliśmy, naprawdę
się wydarzyły, skoro bezpośredni świadkowie milczą?
W odróżnieniu od wielu Żydów, którym doświadczenia z czasu wojny
całkowicie przesłoniły miłe wspomnienia wcześniejszego życia, ojciec
zachował ciepłą pamięć o emocjonujących przygotowaniach do kolonii
dla dzieci z ubogich rodzin miejskich przed wojną. Jego opowieści o let-
nich obozach należały do moich ulubionych. Pomimo upływu czasu
entuzjazm taty wobec kolonii był zaraźliwy. Złapałam tego bakcyla i jako
dziecko uwielbiałam wyjazdy na obozy. Dlatego też przekonałam Davida,
aby rozważył taką możliwość w stosunku do naszych dzieci, kiedy tylko
osiągną odpowiedni wiek. Sama gorąco popierałam ten pomysł – dla-
czego więc teraz zaczęłam się wahać? Może poza kwestiami praktycz-
nymi, takimi jak higiena i bezpieczeństwo, zastanawiałam się, co moje
dzieci zrobią z wiedzą wyniesioną z obozu. Czy będą w stanie połączyć
kulturę, w której wychował się ich dziadek, ze swoim amerykańskim
życiem?
* * *
Ostatniego wieczora podczas owej wizyty w Łodzi w 1984 roku pani
Olczak zaprosiła nas na obiad do swojego domu. Wolałabym cichy
posiłek w restauracji, który dałby mi szansę uporządkowania emocji,
lecz ojciec z radością przyjął zaproszenie. Kiedy po jedzeniu siedzieli-
śmy w przytulnym salonie, zauważyłam serwantkę pełną kryształów
i innych drobiazgów. Przyglądając się ustawionym w szafce skarbom,
99