Page 93 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 93

mówiła mu Roza? Czy przyczyną były upokorzenia doznane na skutek
            traktatu wersalskiego?
               Prześladowało go wspomnienie spotkań z dobrodusznymi niemiec-
            kimi żołnierzami. Kontrast pomiędzy przeszłością a teraźniejszością był
            tak jaskrawy, że zaprzeczał zdrowemu rozsądkowi. Przypomniał sobie
            jeszcze jeden incydent z Niemcami ze swojego dzieciństwa. Mieszkał na
            ulicy Nowocegielnianej pod numerem 24, obok apteki Kolczyckiego, gdzie
            kupował dla matki krople na kaszel. Niedaleko znajdował się plac zwany
            Zielonym Rynkiem, gdzie Niemcy przeprowadzali manewry i parkowali
            samoloty. Latali wówczas małymi fokkerami, zupełnie niepodobnymi
            do potężniejszych, bardziej opływowych dornierów i junkersów, zasy-
            pujących obecnie Polskę bombami.
               Nachman grał w piłkę na placu razem z chłopcami z sąsiedztwa, kiedy
            pojawił się niemiecki pilot i poprosił, żeby sobie poszli, bo będzie teraz
            ćwiczył latanie. Nachman był zbyt pochłonięty grą, żeby słuchać poleceń
            pilota. Zanim zdążył się zorientować, para dużych, silnych rąk uniosła
            go w powietrze i wsadziła do kokpitu. Nachman darł się na całe gardło,
            kopał instrumenty pokładowe i dziko wymachiwał rękami, niesłusznie
            przekonany, że pilot zamierza odlecieć razem z nim.
               Przyszło mu teraz do głowy, że ów pruski żołnierz być może sam
            był ojcem i próbował po prostu zabawić dziecko, które przypominało
            mu czekającego w kraju synka. Może właśnie dlatego ludzie odmawiali
            wyjazdu z Polski: pamiętali niemieckich żołnierzy jako prawdziwych
            dżentelmenów, którzy uprzejmie traktowali cywilów.

                                           * * *

               Dla wszystkich czytających gazety i mających oczy otwarte powinno
            być oczywiste, że tym razem najeźdźcy będą zachowywać się zupełnie
            inaczej. Dlaczego oni nie widzą tego, co ja? – zastanawiał się Nachman
            przez cały czas.
               Roza zawsze stawała w jego obronie. Teraz miała stać się jego jedyną
            sojuszniczką, a być może także wytłumaczyć rodzinie, że jego działania
            nie świadczą o szaleństwie. Kochana Roza.
               Siostra wyszła z kuchni, niosąc tacę z talerzami.
               – Chodź, Nachman, zjedz trochę zupy, zanim wyruszysz w drogę –
            powiedziała, siadając ze znużeniem do stołu.


                                                                          93
   88   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98