Page 88 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 88
zajęcie, jakie mogło mu się trafić i zapewniało zarobek wystarczający na
przeżycie. Najbardziej cieszył go fakt, że jego szef także był bundowcem,
dzięki czemu w przerwach pomiędzy obsługiwaniem kolejnych klientów
mogli spędzać czas na dyskusjach o polityce. Usłyszawszy o nieuniknio-
nej konfiskacie firmy, Nachman udał się prosto do sklepu. Wiedział, że
Dawidsona nie ma w mieście i obawiał się, że jego delikatna żona załamie
się nerwowo na wieść o utracie rodzinnego interesu. Postanowił dostać
się do sklepu przed nadejściem niemieckich żołnierzy i sprawdzić, czy
uda mu się uratować dla niej trochę towaru. Jako zaufany pracownik
posiadał własne klucze.
Otworzył sklep i szybko rozejrzał się po półkach w poszukiwaniu
najcenniejszych materiałów – jedwabi, wełen i brokatów. Jeżeli Dawid-
son nie pojawiłby się do następnego dnia, Nachman planował wynająć
dorożkę i załadować do niej tyle bel materiału, ile tylko się zmieści. Jeżeli
wojna nie skończy się wkrótce, Dawidson będzie mógł wymienić je na
potrzebne rzeczy – myślał sobie.
Nie nadeszło jeszcze południe, kiedy Nachman usłyszał, że ktoś
wchodzi do sklepu. Zszedł z drabiny, której potrzebował do inspekcji
wyższych półek i uśmiechnął się. Przybył Herr Boltz. Nachman dobrze go
znał – był to wspólnik Dawidsona. Choć z urodzenia Niemiec, folksdojcz,
Boltz był sympatycznym człowiekiem. Korpulentna sylwetka nadawała
jego postaci charakter nieco prowincjonalnej solidności.
– Gdzie Dawidson? – zapytał szorstko Boltz bez typowego dla siebie
jowialnego powitania.
– Herr Boltz, nie wiem – odrzekł Nachman, zdumiony jego nagłą
przemianą i sztywnym zachowaniem.
– No dobrze, nie obchodzi mnie, gdzie się podział. Jest mi winien
pieniądze. Jeżeli nie zapłaci do jutra, wrócę tu i skonfiskuję jego towar.
Boltz podniósł rękę i wskazał upierścienionym palcem na półki.
Nachman był zszokowany zmianą w jego zachowaniu. Było tak, jakby
Boltz, ośmielony nowym niemieckim edyktem, zdjął maskę, którą do tej
pory nosił.
– Zrobię, co w mojej mocy, żeby przekazać mu wiadomość, Herr
Boltz – odrzekł spokojnie, lecz wewnętrznie gotował się z wściekłości.
Wiedział, że musi przyspieszyć swój plan dostarczenia towarów pani
Dawidsonowej. Z zapadnięciem wieczoru załadował dorożkę po brzegi.
Dał woźnicy sowity napiwek, aby nie puścił pary z ust, zamknął sklep
88