Page 70 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 70

– Majchrowski... Majchrowski... – Spojrzała w zachmurzone niebo,
              jakby spodziewała się dostrzec tam odpowiedź. – Czy miał na imię
              Jan? – zapytała nagle, a na jej twarzy pojawił się błysk zrozumienia.
                 – Tak, tak, nazywał się Jan Majchrowski – odrzekł entuzjastycznie
              ojciec. – Znała go pani?
                 – Taaak, znałam – przeciągnęła odpowiedź, kręcąc przy tym
              głową. – Nie chce pan wiedzieć, co się stało, na pewno pan nie chce.
                 – Oczywiście, że chcę – powiedział ojciec z lekką irytacją w głosie.
              – Po to tu przyjechałem.
                 – Pan będzie bardzo smutny, jak panu powiem – odrzekła. –
              Niemcy zabili go razem z żoną i dziećmi. Zastrzelili ich tutaj, na tym
              rynku – wskazała sękatym palcem na ziemię.
                 Ojciec zamarł. Prawdopodobnie był przygotowany na wieść
              o śmierci swoich żydowskich krewnych – nie było to niespodzianką,
              ale Polak?
                  Kobieta opowiedziała nam, że Majchrowski w końcu ożenił się
              z piękną, młodą Żydówką, której mój ojciec wiele lat temu dostarczył
              prezent. Małżeństwa polsko-żydowskie zdarzały się niezmiernie
              rzadko, szczególnie w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się
              znali. Było niemal pewne, że rodzice obojga młodych sprzeciwiali
              się temu związkowi, a i mieszkańcy miasteczka nie byli nastawieni
              przychylnie.
                 Kiedy hitlerowcy zagonili Żydów z miasteczka na rynek, aby ich
              zabić, ktoś wydał Rachelę Majchrowską. Miała blond warkocze i dwie
              jasnowłose córeczki, mogła uchodzić za Polkę, ale złym językom to
              nie przeszkadzało. Jan wszedł na plac razem ze swoją żoną i dziećmi,
              lecz Niemiec na dźwięk jego nazwiska warknął: „Jest pan Żydem?”.
              Kiedy Jan odparł, że jest Polakiem, oficer w rzadkim akcie miłosier-
              dzia wrzasnął: Gehen Sie nach Hause! („Niech pan idzie do domu!”).
                 Jan odmówił opuszczenia rodziny. Tego samego dnia zostali roz-
              strzelani na rynku. Potem całe miasteczko gadało o głupim Polaku,
              który oddał życie za Żydówkę.
                 Skończywszy opowieść, kobieta spytała, czy nie mielibyśmy
              ochoty przyjść do niej na herbatę. Zgodziliśmy się, choć mąż Danuty
              nadal na nas czekał.
                 – Nie martw się, podrzemie sobie w samochodzie – uspokoiła
              mnie Danuta.
                 Kobieta mieszkała w domu przylegającym do rynku; łuszcząca
              się farba zdradzała jego wiek. Wyjęła z kieszeni staroświecki klucz
              i otworzyła drzwi na parterze budynku. Pomalowany na biało pokój
              był niewielki, lecz schludny. Przy oknie wychodzącym na rynek stał
              stół nakryty ceratą.
                 – Tu właśnie siedziałam i patrzyłam, jak przeprowadzają selekcję
              – powiedziała, stawiając czajnik na kuchence.


          70
   65   66   67   68   69   70   71   72   73   74   75