Page 68 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 68

entuzjazmu, ale ja nie byłam w nastroju do rozmów o przyjaźniach
              z dzieciństwa.
                 – Danuta wyszła pewnie za mąż i zmieniła nazwisko. Jak ja ją
              teraz znajdę? – odrzekłam.
                 – Znajdziesz – odparł ojciec z uśmiechem. – Pamiętam doskonale,
              gdzie mieszkała. Może jej matka nadal tam mieszka.
                 Jak zwykle miał rację. Danuta wyszła za mąż i zmieniła nazwisko,
              lecz kiedy przyszliśmy pod jej dom, właśnie szła odwiedzić starzejącą
              się matkę. Spotkali się z tatą na dole, ja wchodziłam po schodach do
              jej mieszkania, żeby o nią zapytać i usłyszałam okrzyki radości. Nie
              mogła przestać nas ściskać.
                 – Nachman, nic się nie zmieniłeś. Wszędzie poznałabym ten
              uśmiech – powtarzała. – A oczy masz jeszcze bardziej niebieskie niż
              kiedyś.
                 Następnego dnia po przebudzeniu ojciec powiedział:
                 – Aniu, chciałbym przed wyjazdem wybrać się do Przedborza.
                 – Po co? Co tam jest?
                 Spytałam o to, gdyż wiedziałam, że choć Przedbórz jest wpisany
              w dokumentach ojca jako miejsce jego urodzenia, ta informacja nie
              jest prawdziwa. Kiedy przyszedł na świat, jego rodzice, podobnie jak
              wielu Żydów z ich pokolenia, zaczęli kombinować, jak zarejestrować
              narodziny syna, aby jednocześnie zminimalizować szansę powołania
              go do wojska. Oboje pochodzili z Przedborza, podali więc tę miejsco-
              wość jako miejsce urodzenia Nachmana.
                 Zadzwoniłam do Danuty, żeby zapytać, jak można się tam dostać;
              miasteczko leżało około stu kilometrów od Łodzi. Natychmiast odpo-
              wiedziała:
                 – Z przyjemnością was tam zawieziemy. Mój mąż jest świetnym
              kierowcą.
                  Byłam jej wdzięczna, bo dostanie się do Przedborza bez samochodu
              byłoby prawie niemożliwe. Wzruszyła mnie jej troska po tylu latach.
                 Po zjeździe z głównej drogi na lokalną, wiejską szosę mijaliśmy
              liczne zaniedbane gospodarstwa z rozpadającymi się stodołami,
              chude krowy spacerujące wśród kur i wynędzniałe psy wałęsające
              się wokół, bez zamiaru pilnowania czegokolwiek. Obrazy te przy-
              pomniały mi o wakacjach z dzieciństwa spędzanych na wsi, budząc
              niepokój czający się wciąż tuż pod powierzchnią. Na szczęście rozpro-
              szyła go nieustanna paplanina Danuty o słabości polskiej gospodarki
              i rozmowa ojca z jej mężem.
                 Przedbórz to stare miasteczko, którego początki sięgają XII wieku.
              Społeczność żydowska pojawiła się tam w połowie XVI wieku; w XVII
              wieku zdziesiątkowały ją pogromy i pożary. Za każdym razem jednak
              podnosiła się i w przededniu II wojny światowej sześćdziesiąt pro-
              cent mieszkańców Przedborza, czyli cztery i pół tysiąca ludzi, w tym


          68
   63   64   65   66   67   68   69   70   71   72   73