Page 61 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 61

trębacza, który będzie grał pobudkę i wieczorny capstrzyk. Umiecie grać
            na instrumencie?
               Serce Nachmana zamarło.
               – Nie – odrzekł – ale szybko się uczę. Mam dobre ucho.
               – Jeżeli dacie sobie radę z moim koniem, szeregowy, poślemy was na
            szkolenie dla trębaczy. Odmaszerować.
               Nachman zasalutował elegancko i wymaszerował z gabinetu, mając
            nadzieję, że nie był to tylko sen. Bycie trębaczem oznaczało, że będzie
            miał trąbkę. Żeby ją dostać, nie musi nic robić, wystarczy tylko zajmować
            się koniem. Instrument w zamian za opiekę nad zwierzęciem wydawał
            mu się świetną okazją. Nauczy się, jak to robić, nawet jeśli miałby przy
            tym zginąć.
               Po pierwsze muszę się zaprzyjaźnić z tym koniem. To żywe stwo-
            rzenie, na pewno dobrze zareaguje na łagodne traktowanie – myślał
            Nachman. W końcu miała to być jego przepustka do otrzymania trąbki.
            Koń nie mógł różnić się aż tak bardzo od Filozofa, jego psiego towarzysza
            z dzieciństwa. Pamiętał, jak nikt na podwórzu nie chciał wałęsającego
            się tam od kilku dni kundla, wiernie oczekującego na ochłapy. Sąsiedzi
            nie mieli w domu zwierząt, bo były to kolejne gęby do nakarmienia, lecz
            matka Nachmana w końcu uległa i pozwoliła mu zabrać psa do domu.
            Nachman przysiągł sobie, że zaprzyjaźni się z koniem. Sądził, że może
            wystarczy mu tylko jedzenie i trochę miłości, podobnie jak Filozofowi.
               Stary wojskowy stajenny dał mu parę wskazówek, jak zajmować
            się koniem. Nachman słuchał, jakby zależało od tego jego życie. Potem
            poszedł do boksu, w którym stał ogier jego dowódcy. Przy wejściu do
            mrocznego pomieszczenia uderzył go w nozdrza ostry zapach siana
            – nieznajomy, ale całkiem przyjemny. Z bliska zwierzę zdumiewało
            swoją elegancją i wdziękiem. Był to kasztanowy arab z białą gwiazdką
            na czole i białymi skarpetkami. Jego spokojne zachowanie sprawiło, iż
            Nachman zbliżał się powoli, lecz z większą pewnością, niż sądził. Zgodnie
            ze wskazówkami stajennego opuścił wzrok. Koń górował nad nim, lecz
            zwrócił głowę w jego kierunku, co Nachman odczytał jako zaproszenie
            do nawiązania kontaktu. Wyciągnął rękę i pogładził szyję i bok konia,
            przemawiając łagodnie w jidysz: Du bist a guter ferd, aza majn szajner
            ferd („Jesteś dobrym koniem, jesteś moim pięknym koniem”). Skóra
            konia zadrgała, lecz nadal stał z królewskim spokojem. Nachman był
            zdumiony ciepłem i gładkością jego sierści.


                                                                          61
   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66