Page 60 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 60

– Libeskind? Jesteście Niemcem?
             Już po mnie – pomyślał Nachman – lecz odrzekł, patrząc oficerowi
          prosto w oczy:
             – Nie, proszę pana, jestem Żydem.
             Oficer uśmiechnął się.
             – I na pewno chcecie wstąpić do wojska?
             – Myślę, że moje zdolności mogą okazać się przydatne dla armii –
          odparł Nachman. – Nie przekonacie się o tym, jeśli mnie nie przyjmiecie.
             Oficer w zdziwieniu uniósł brwi, najwyraźniej postanawiając zigno-
          rować impertynencję poborowego.
             – W porządku – powiedział. – Tu jest lista rzeczy, które macie ze sobą
          zabrać, kiedy otrzymacie powołanie. Następny!
             Nachman odliczał dni do powołania na przeszkolenie podstawowe.
          Jego przyjaciele sądzili, że zwariował. W końcu, w marcu 1933 roku,
          wojsko upomniało się o niego. Po trzygodzinnej podróży pociągiem
          znalazł się w 56. Pułku Piechoty w Krotoszynie, miasteczku położo-
          nym na południowy zachód od Łodzi, nad którym górowała sylwetka
          starego, pruskiego zamku. Po przybyciu do bazy przeszedł procedury
          i otrzymał mundur. Był zachwycony. Nie mógł uwierzyć własnym
          oczom, kiedy po raz pierwszy spojrzał na siebie w lustrze. Podziwiał
          swoje odbicie, czując się wyższy o kilkanaście centymetrów. Wyglą-
          dał zupełnie inaczej niż w więzieniu. Gdyby Jadwiga albo inne dziew-
          częta mogły mnie teraz zobaczyć, oszalałyby z zachwytu – pomyślał
          z uśmiechem.
             Po krótkim czasie wezwano go do dowódcy.
             – Libeskind, będziecie zajmować się moim koniem – powiedział.
             Koniem? Nachman spodziewał się, że wydadzą mu broń albo przekażą
          specjalne instrukcje, ale koń? Co wspólnego mają z tym zwierzęta?
             Nachman nigdy nie był na wsi, a konia widział tylko wtedy, kiedy
          o mały włos nie został stratowany podczas pierwszomajowej demonstra-
          cji. Zwierzę było tuż obok, widział jego rozdęte chrapy. Nadal pamiętał
          jego gorący oddech i wielkie oczy z zadziwiająco długimi rzęsami. Nie
          miał pojęcia, jak się podchodzi do konia, a myśl o karmieniu i siodłaniu
          go była przerażająca. Nie był pewien, czy da sobie radę z tak trudnym
          zadaniem, lecz natychmiast zaczął się zastanawiać, jak to zrobić.
             – Tak jest – odrzekł. – Coś jeszcze?
             – Skoro pytacie, to jest jeszcze jedna rzecz. Kompania potrzebuje


          60
   55   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65