Page 325 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 325

z wyspą na środku. Z głównego holu – pięknego, kwadratowego pomiesz-
            czenia z witrażowymi oknami – prowadziły na pierwsze piętro wspaniałe
            mahoniowe schody z misternie zdobioną balustradą. Musiałam mieć
            ten dom. Było jeszcze wiele do oglądania, ale ja już byłam zakochana.
            Potem weszłam na ogromną, kamienną werandę z łukowatymi oknami
            ciągnącymi się przez całą jej długość. Weranda wychodziła na jezioro,
            a tuż pod nią rosła kępa najwyższych rododendronów w całym hrab-
            stwie. Na jej południowej ścianie znajdowała się wspaniała, działająca
            kamienna fontanna. Woda wypływała z bulgotem z ust gargulca; niemal
            słyszałam, jak szepcze: „To będzie twój zamek”. Spojrzałam na Davida
            i zobaczyłam, że także jest pod wrażeniem. Może nie do tego stopnia, co
            ja, ale czułam, że da się przekonać.
               Pospiesznie złożyliśmy ofertę, aby zniechęcić inne pary, które zaczęły
            napływać na oględziny naszego domu. Czułam się tak, jakby już był nasz,
            choć spędziliśmy w nim nie więcej niż kwadrans. Chciałam, aby wszyscy
            ci intruzi sobie poszli. Nie tylko oni, ale także właściciele. Wróciliśmy do
            domu, zrzuciliśmy mokre od deszczu kurtki i wzięliśmy głęboki oddech.
            Nagle spadła na mnie jak grom z jasnego nieba straszna myśl: w nowym
            domu nie ma sypialni na parterze. Jak mogliśmy przeoczyć podstawowy
            warunek? Nie chodziło o to, że sypialni jest za mało. Było ich zatrzęsienie.
            Sama główna sypialnia mogła spokojnie znaleźć się na łamach magazynu
            „House Beautiful”. Mimo to jednak dom miał ogromną wadę – nie było
            w nim sypialni na parterze. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, byłam
            taka zła, że miałam ochotę wrzeszczeć. David zaproponował, abyśmy
            zadzwonili do ojca, a on już będzie wiedział, co robić. Tata był wtedy na
            Florydzie i miał wrócić dopiero wiosną. Nerwowo wybrałam jego numer.
               – Halo – odezwał się radośnie jak zawsze.
               – Jak się masz, Tinek? – zapytałam.
               Odpowiedział swoim zwyczajowym powiedzonkiem w jidysz:
                                    104
               – Alles gut un gorniszt .  Powinnaś tu być, Aniu. Aaach, Floryda...
            Ocean jest dziś taki błękitny.
               Było to dokładnie takie otwarcie, jakiego potrzebowałam.
               – Tinku, chciałbyś mieszkać w domu, z którego widać wodę?
               – Właśnie teraz patrzę na wodę.
               – Mam na myśli dom tutaj, w Nowym Jorku.


            104    Alles gut un gorniszt (jid.) – Wszystko dobrze i nic nowego.

                                                                         325
   320   321   322   323   324   325   326   327   328   329   330