Page 324 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 324

kota. Dla ludzi z religijnych domów posiadanie zwierzęcia nie wchodziło
          w grę, jakby przestrzegali zakazu udzielania schronienia stworzeniom
          nie stworzonym na obraz Boga.
             Mój ojciec nie tylko czuł głęboką więź ze zwierzętami, lecz także sto-
          sował wobec nich swoje przekonania polityczne. Doświadczyłam tego
          na własne oczy podczas jednej z moich corocznych wizyt na Florydzie
          z okazji urodzin taty w styczniu. Jedliśmy na lunch jajka na twardo
          i zauważyłam, że tata robi z nimi coś dziwnego. Ostrożnie oddzielał
          żółtka od białek i odkładał je do plastikowej torebki.
             – Tinku, co ty robisz?
             – Nie jem żółtek. Mają za dużo cholesterolu.
             – To po co je chowasz?
             – Zobaczysz później. Są mi potrzebne.
             Po lunchu poszliśmy na plażę. Ojciec rozłożył swój plażowy fotel,
          położył na nim ręcznik i książkę, po czym ruszył wzdłuż brzegu. Ja
          zaczęłam czytać. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam, że otaczają go
          dziesiątki mew, skrzeczących i przepychających się jedna przez drugą.
          Tata stał wśród nich jak kapitan, rzucając im garście żółtek i wołając:
                                            103
          „Nie, to nie dla ciebie, nie bądź chazer , już przecież jadłeś. To jest dla
          tego małego”.
             – Tinku, czy ty rozmawiasz z mewami?
             – Tak. Widzisz tę dużą, z ciemniejszym skrzydłami? Strasznie się
          szarogęsi. Zabiera mniejszym ich porcje, a ja chcę, żeby wszystkie coś
          zjadły.
             Zaczęliśmy więc w pośpiechu szukać domu. Obejrzeliśmy ich dzie-
          siątki, zanim w końcu zakochaliśmy się w wiktoriańskiej willi w New
          Rochelle, wzniesionej przez kapitana żeglugi. Z domu widać kiedyś było
          Long Island Sound, teraz zasłonięty przez buki, lecz z trzech tarasów
          widać było jezioro Beechmont. David pracował wówczas w Wydziale Por-
          tów władz portowych Nowego Jorku i New Jersey, jego zainteresowanie
          wodą miało więc charakter nie tylko osobisty, ale i zawodowy. Kiedy po
          raz pierwszy weszliśmy do tego domu w deszczowy listopadowy dzień, we
          wszystkich trzech kominkach płonął ogień, roztaczając słodki zapach
          drewna, który mieszał się z aromatem świeżo upieczonych ciasteczek,
          wydobywającym się, jak wkrótce odkryliśmy, z odnowionej kuchni


          103    Chazer (jid.) – świnia.

          324
   319   320   321   322   323   324   325   326   327   328   329