Page 319 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 319

– Steve pochodzi z Ohio, z rodziny chrześcijan zielonoświątkowców.
               – Czy chodzi do kościoła? – spytał ojciec, teraz wyraźnie zaniepoko-
            jony.
               – Nie, nie chodzi, chociaż kiedyś był przygotowywany do kapłaństwa
            – powiedziałam, wiedząc, iż ojciec ucieszy się, że Steve odszedł tak daleko
            od religii.
               – Ten facet ma mózg, a kluge kop, mądrą głowę – odrzekł, kiwając
            głową z aprobatą. – I nie przeszkadza mu, że na ceremonii będzie rabin?
               – Najwyraźniej nie, chociaż jego rodzice też będą obecni.
               – Nu, widzę, że ma otwarty umysł. Dos iz zejer wichtik. To jest naj-
            ważniejsza sprawa, otwarty umysł – powiedział Tinek. – Moja wnuczka
            poślubi prawdziwego Amerykanina, z Ohio. Aniu, Ohio to serce Stanów!
            – dodał, uśmiechając się od ucha do ucha.
               Tak więc Steve przeszedł krytyczną ocenę najstarszego członka
            rodziny. Czułam ulgę, choć nadal obawiałam się o reakcję ojca na samo
            wesele. Nie wiedziałam jeszcze, iż dowiem się o sprawach, które rzucą
            nowe światło na emocjonalną elastyczność mojego ojca.
               Kiedy Jessica znalazła swoją wytworną suknię ślubną z jedwabiu
            dupioni, natychmiast się w niej zakochała. Obracała się wokół własnej
            osi, aby mi ją zademonstrować. Suknia leżała doskonale i byłam zachwy-
            cona, lecz natychmiast pomyślałam, że będzie kosztowała fortunę. Już
            i tak spłukaliśmy się doszczętnie na to wesele.
               – Jess – powiedziałam powoli, nie chcąc przekłuć jej bańki. – Może
            zapytaj o cenę, albo przymierz jeszcze jakieś inne suknie.
               – Nie będę przymierzać innych sukien, ta jest moja.
               – Ale...
               Nie zdążyłam nawet dokończyć, kiedy Jess mi przerwała.
               – Mamo, jeśli martwisz się o koszty, to nic się nie bój. Zajda dał mi
            pieniądze. Powiedział, że chce, abym kupiła sobie taką suknię, jaka mi
            się spodoba. To jest prezent ślubny od niego.
               Co takiego? Nie kwestionowałam szczodrości ojca, lecz jego możliwo-
            ści finansowe. Ten prezent mógł stanowić równowartość jego budżetu
            na ubrania przez całe życie! Żył z ubezpieczenia społecznego i miał
            bardzo niewiele pieniędzy do dyspozycji poza niezbędnymi wydatkami.
            Z początku wydało mi się to niepodobne do niego; był wszak uosobieniem
            oszczędności i skromności, zawsze wolał wydać parę zaoszczędzonych
            dolarów na jakąś ważną sprawę społeczną. Potem zrozumiałam, że


                                                                         319
   314   315   316   317   318   319   320   321   322   323   324