Page 314 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 314

wszyscy, których kochał, zgromadzili się tam i przywitali go owacjami.
          Udało mi się zlokalizować dwóch jego znajomych z łagru w Opalisze, kole-
          żankę z pierwszej klasy, panią Joffe i jej córki, z którymi byliśmy razem
          w Kirgizji, a także jedną z moich koleżanek z podstawówki i jej matkę,
          z którą rodzice przyjaźnili się w Polsce. Dwie córki Rozy przyjechały ze
          swoimi dziećmi. W sumie na uroczystości zjechało się około stu krew-
          nych i przyjaciół. Część uroczystości miała być poświęcona ważnym
          wydarzeniom z życia taty, wspominanym za pośrednictwem muzyki,
          poezji i fragmentów starych listów. Wiedziałam, że tacie spodoba się
          taki emocjonalny program, lecz nie byłam przygotowana na to, co się
          stało.
             Kiedy czytałam fragment listu od Rozy, w którym pisała, że go szuka
          i opisywała los wszystkich członków rodziny, usłyszałam z końca sali
          szloch. Chwilę później moja kuzynka, córka Rozy, wybiegła z jadalni.
          Skończywszy czytać, poszłam jej poszukać i znalazłam ją płaczącą
          w kuchni.
             – Co się stało? – zapytałam, wstrząśnięta jej niezwykłą reakcją.
             – Moja matka nigdy mi nie mówiła, że kiedyś miała męża i dziecko
          – odrzekła, ocierając oczy. Zaniemówiłam. Nie miałam pojęcia, że wyja-
          wiłam głęboko skrywany rodzinny sekret. Potem przypomniałam sobie
          słowa Rozy: „Musimy zapomnieć”.
             – Bardzo cię przepraszam – powiedziałam i objęłam kuzynkę.
             – Nie, nie przepraszaj – odrzekła. – Musiałam się tego dowiedzieć.
          To wiele wyjaśnia o mamie. Szkoda, że nie powiedziała mi o tym, zanim
          umarła.
             Wielkim finałem wieczoru był gigantyczny tort w kształcie palety
          malarskiej z dziewięćdziesięcioma płonącymi świeczkami, wtoczony
          na wózku przez najmłodszą wnuczkę Nachmana, dziesięcioletnią Rachel
          Dorę. Kiedy jubilat zdmuchnął wszystkie świeczki, wnuki otoczyły go
          i zasypały pytaniami.
             – Zajda, jak to jest mieć dziewięćdziesiąt lat? – spytała Rachel.
             – Tak samo jak mieć czterdzieści – odparł. – Czuję się tak samo młody.
             – A jaki prezent chciałbyś dostać na setne urodziny? – spytało inne
          dziecko.
             – Oj, nie tak szybko. Muszę czekać jeszcze dziesięć lat, a poza tym i tak
          mam wszystko, co zawsze chciałem mieć – powiedział z błyskiem w oku.
             – Ale Zajda, tylko pomyśl. Gdybyś mógł dostać, co tylko zechcesz...?


          314
   309   310   311   312   313   314   315   316   317   318   319