Page 311 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 311
W roku 1997 osiągnięcia Daniela w dziedzinie architektury były już
powszechnie znane. W maju tego roku ojciec z mieszaniną szacunku,
dumy i zachwytu otworzył kopertę z logo Amerykańskiej Akademii
Sztuki i Literatury. On i ja zostaliśmy zaproszeni do Nowego Jorku na
ceremonię wręczenia nagrody Akademii Danielowi oraz tak wielkim
postaciom jak poeta John Ashbery i pisarka Margaret Drabble. Ojciec
wkroczył do sali, podpierając się swoją rzeźbioną afrykańską laską, którą
przywiozłam mu z wycieczki do Kenii. Wyglądał tak godnie i imponu-
jąco, że nawet przy wzroście stu sześćdziesięciu centymetrów wydawał
się wyższy niż większość znakomitych gości. To właśnie ta nagroda,
bardziej niż wszystkie inne przyznane Danielowi, wywarła największe
wrażenie na ojcu – była to przecież nagroda Amerykańskiej Akademii.
Po tej uroczystości tata był przekonany, iż Daniel jest najważniejszym
architektem na świecie. Jeśli tylko ktoś wdał się z nim w rozmowę
i pojawił się w niej temat dzieci, zawsze mówił: „Na pewno słyszał pan
o moim synu, tym sławnym architekcie”. Było to na wiele lat przedtem,
zanim Daniel wygrał konkurs na odbudowę World Trade Center swoim
niezwykłym projektem, który zaprowadził go na czołówki wszystkich
światowych gazet.
Ojciec obserwował również od początku moją karierę w Wildlife
Conservation Society. Był dobrym słuchaczem i tak dobrze zaznajo-
mił się ze sprawami, którymi się zajmowałam, że potrafił udzielać mi
pożytecznych rad, opartych na długoletnim doświadczeniu na stanowi-
sku kierownika w Centrali Tekstylnej. Jego miłość do zwierząt czyniła
moją pracę szczególnie interesującą, został więc stałym bywalcem zoo.
Wkrótce znał już imiona prawie wszystkich moich pracowników. Oni
także go polubili i gdy tylko w zoo miało odbyć się jakieś szczególne
wydarzenie, pytali: „Czy Nachman przyjdzie? Mam nadzieję, że go ze
sobą weźmiesz?”. Czasami tata doradzał mi, jak postąpić w trudnych
sytuacjach dotyczących pracowników, kiedy indziej zaś miał pomy-
sły na nowe atrakcje. „Czemu nie macie w zoo kangurów? Myślę, że
dzieci byłyby zachwycone” – powiedział kiedyś. Faktycznie, czemu nie?
– pomyślałam i wspomniałam o tym naszemu opiekunowi zwierząt.
„Nasze wybiegi są za małe dla kangurów, ale może nadawałyby się dla
101
walabii ” – powiedział. Niedługo później otworzyliśmy stanowisko
101 Walabia – gatunek ssaka z rodziny kangurowatych.
311