Page 31 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 31
– Zima przyjdzie szybciej, niż nam się wydaje – powiedziała. – Ile par
skarpetek zrobiłyśmy? – spytała.
Ojciec wszedł tuż za nią.
– A gutn szabes! – pozdrowił córki. Wyciągnął z kieszeni zegarek. –
Gdzie są chłopcy? Powinni już być w domu.
– Nie martw się, tato. Jankiel dopilnuje, żeby Natan i Nachman zdążyli
przyjść, zanim mama zacznie błogosławić świece.
– Tak, tak – odparł ojciec bez przekonania.
Chaim Chaskiel najlepiej rozumiał się z najstarszym synem. Jankiel
nadal ubierał się tradycyjnie: w czarny płaszcz, kapelusz i oczywiście
kamizelkę z cices, białymi sznureczkami przypominającymi o codzien-
nych micwach – dobrych uczynkach, które powinien spełniać religijny
Żyd. Ale nawet Jankiel ostatnio się zmienił. Zmianę wyczuwało się
w całym mieście – w powietrzu, wodzie i ludziach. Nie żeby wszystkie
zmiany były złe, pomyślał Chaim. Właściwie zgadzał się, że praca od świtu
do zmierzchu za pensję ledwie wystarczającą na podstawowe potrzeby
jest niesprawiedliwa, szczególnie że fabrykanci posiadali w tym mieście
niemal królewskie pałace. To zaangażowanie w działalność Bundu zasiało
w umyśle Jankiela nowe idee, lecz były one łatwe do zaakceptowania,
nawet dla Chaima.
W ostatnim czasie Jankiel wstąpił do związku malarzy, dzięki czemu
on i jego koledzy mogli negocjować lepsze warunki z właścicielami remon-
towanych budynków. Jankiel był artystą w swoim fachu. Wydawało się,
że każdy pokój traktuje jak puste płótno. Delikatnie wygładzał szpachelką
każdą nierówność, hojną ręką kładł dwie lub trzy warstwy gipsu, aby
mieć pewność, że ściana będzie wyglądała lepiej niż nowa. Jednak owa
pieczołowitość drogo go kosztowała. Pomalowanie pokoju zajmowało
mu dwa razy więcej czasu niż kolegom. Nie przeszkadzało mu to jednak:
lepiej pracować porządnie niż szybko. Mogło to być jego mottem.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, wpuszczając podmuch wiatru,
i wbiegł Nachman, kierując się prosto do kuchennego zlewu, aby umyć
ręce. Roza zmierzwiła mu włosy.
– Co robisz? Nie jestem już dzieckiem – powiedział na wpół serio.
Roza wiedziała, że Nachman nie ma nic przeciwko temu. Był
jej ulubionym małym braciszkiem, tak do niej podobnym, że gdyby
była chłopcem i urodziła się parę lat później, mogliby uchodzić
za bliźniaków.
31