Page 29 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 29

Kiedy mógł obserwować świat już nie tylko przez okno, poczuł, że
            w końcu bierze udział w życiu. Interesowało go wszystko, a najbardziej
            muzyka i plastyka. Uwielbiał rysować kolorowymi kredkami, rozda-
            wanymi przez nauczycielkę na lekcji, i był zażenowany, kiedy podno-
            siła wysoko jego rysunki jako przykład dla klasy. Na lekcjach muzyki
            czekał niecierpliwie na opery i koncerty, które nauczycielka puszczała
            im z trzeszczącego gramofonu. Niesamowicie było dowiedzieć się, że to
            prawdziwi ludzie, a nie pozaziemskie istoty, potrafią tak złożyć razem
            dźwięki, aby przenosiły go daleko od klasy i całego miasta. Lekcje tańca
            z panną Ziną należały do jego ulubionych, gdyż oprócz słuchania muzyki
            można było również patrzeć, jak nauczycielka wykonuje eleganckie
            kroki, poruszając się w rytmie melodii. Mógłby przyglądać jej się bez
            końca, lecz wtedy panna Zina wołała dzieci, aby przyłączyły się do niej,
            a wówczas radośnie zrywał się na nogi, aby skakać i tańczyć z kolegami
            i koleżankami.
               Nachman zaczął marzyć o własnym instrumencie. Chciał się prze-
            konać, czy on także potrafi grać muzykę. Było to jednak nieosiągalne
            marzenie. Szczupły budżet szkoły nie wystarczał na zakup instrumen-
            tów. Na szczęście ktoś podarował szkole stary fortepian, dzięki czemu
            nauczyciele mogli zapewnić im akompaniament podczas lekcji tańca.
            Z początku Nachmanowi podobał się fortepian, bo panna Chana, nauczy-
            cielka muzyki, z takim wdziękiem przesuwała długimi, delikatnymi
            palcami po białych i czarnych klawiszach, wydobywając z nich dźwięki.
            Wkrótce jednak zrozumiał, że rodzice nigdy nie będą mogli pozwolić
            sobie na kupno fortepianu, nawet gdyby oszczędzali każdy grosz. Dotarło
            do niego, że pomysł z fortepianem był wręcz niedorzeczny. Jeśli jakimś
            cudem znaleźliby na ulicy instrument błagający, aby go zabrać, paso-
            wałby do ich jednopokojowego mieszkania równie dobrze jak koza, choć
            z kozy byłoby o wiele więcej pożytku.
               Któregoś dnia Nachman, wracając ze szkoły inną drogą niż zwykle,
            natrafił na sklep sprzedający wszelkiego rodzaju instrumenty muzyczne.
            Z nosem przyciśniętym do szyby wpatrywał się w gitary o smukłych
            gryfach, bębny, które wyglądały jakby zaraz miały zagrać marsza,
            a także talerze lśniące złotem jak słońca. Lecz jego wyobraźnią zawład-
            nęła stojąca w rogu wystawy trąbka. Jej błyszcząca powierzchnia odbi-
            jała się w szybie i emanowała niezwykłym czarem. Nachman ściągnął
            usta i wyobraził sobie, że dmie w trąbkę. Ciekaw był, w jaki sposób


                                                                          29
   24   25   26   27   28   29   30   31   32   33   34