Page 292 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 292

się mamą przez osiem lat choroby, a przez poprzednie trzynaście lat był
          ciężko pracującym imigrantem z rodziną na utrzymaniu, spędzającym
          codziennie całe godziny w metrze na dojazdach do pracy, a jeszcze przed-
          tem... cóż, byłam zawstydzona swoim brakiem wrażliwości.
             – Cieszę się, że wam się podobają moje pierwsze próby – powiedział
          tata. – Nie obraźcie się, ale potrzebuję opinii profesjonalisty.
             – Co masz na myśli, Tinku?
             – No, chciałbym, żebyś zrobiła slajdy tych prac i wysłała je do kuratora
          jakiegoś muzeum z pytaniem, co o tym myśli.
             Kurator muzeum? Byłam zszokowana. Oczywiście bardzo mi się podo-
          bały prace ojca, ale nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, co miałabym
          napisać kuratorowi, a poza tym nie miałam kontaktów w świecie sztuki.
          Zaczęłam się zastanawiać, jak mogłabym spełnić tę prośbę. Szczerze
          mówiąc, sądziłam, iż szczytem naiwności byłoby oczekiwać od profesjo-
          nalisty, że skomentuje prace nowicjusza – nawet jeśli tym nowicjuszem
          był mój ojciec, a ja sądziłam, iż jego prace są warte uwagi. Tata jednak
          nie poddawał się. Tak jak ja nagabywałam go, aby zaczął malować, tak
          teraz on ciągle dopytywał, czy naprawdę planuję uzyskać profesjonalną
          ocenę jego pracy.
             Przy każdej rozmowie pytał:
             – No jak, Aniu, wysłałaś już slajdy?
             – Nie martw się o opinię innych ludzi, po prostu maluj dalej – uspo-
         kajałam go.
            – Nie zamierzam marnować czasu ani płócien dopóki ktoś, kto zna
         się na sztuce, nie powie mi, czy to jest coś warte – odparł.
            – Co masz na myśli, mówiąc „warte”? Zamierzasz sprzedawać te prace?
            Popatrzył na mnie, jakbym upadła na głowę.
            – Kto tu coś mówił o sprzedawaniu? Te prace to moje dzieci. Nie są
         na sprzedaż. Po prostu chcę mieć pewność, że nie bawię się farbkami
         jak dziecko. Nie potrzebuję czegoś, czym mógłbym się zająć dla zabicia
         czasu.
            Wyglądał śmiertelnie poważnie. Widziałam to w intensywności jego
         spojrzenia. Wypuściłam powietrze z płuc. Ucieszyłam się, bo zakochałam
         się w jego obrazach i nie zniosłabym myśli o wystawieniu ich na rynek
         jak jakichś zwykłych przedmiotów. Byłoby to tak, jakby sprzedać jego
         niczym nie osłoniętą duszę zamkniętą w tych płótnach.
            – Okej, okej, rozumiem – odrzekłam. – Poproszę Jeremy’ego, żeby


          292
   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297