Page 286 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 286

Miami Beach na urodziny ojca.
             Ktoś dotknął mojego ramienia.
             – Zamykamy kafeterię, proszę pani. Otwieramy z powrotem za godzinę
          – powiedziała kobieta w niebieskim szpitalnym uniformie.
             Spojrzałam na zegarek. Minęła godzina. Musiałam wracać na górę
          do pokoju mamy. Nie mogłam przestać myśleć o tym, czy tata dotrzyma
          danej jej obietnicy. Śmierć... właściwie nie potrafiłam wypowiedzieć
          tego słowa, nawet w myślach. Myślałam po prostu: „kiedy jej nie będzie”,
          jakby miała jechać na bardzo długie wakacje. A co, jeśli zabraknie mu,
          jak to mówił, hejszech? Czy wystarczy mu motywacji wywołanej zain-
          spirowanym przez mamę kolażem?

                                        * * *

             Jingle bells, jingle bells, jingle all the way... Bożonarodzeniowy opty-
         mizm nieubłaganie przenikał bezosobowe wnętrza szpitala Monte-
         fiore. Uśmiechnięte pielęgniarki obwieszone jaskrawymi świątecz-
         nymi przypinkami, śpieszący się bardziej niż zwykle lekarze, opowia-
         dający sobie pomiędzy obchodami o planowanych wyjazdach na narty,
         mrugająca światełkami sztuczna choinka w saloniku dla odwiedza-
         jących – wszystko to przypominało o radości i sprawiało, że był to
         wyjątkowo zły czas na umieranie. Nie było to nasze święto, ale kupi-
         łam upominki dla wszystkich pielęgniarek na piętrze i kosz smako-
         łyków dla stażystów w nadziei, że zwrócą baczniejszą uwagę na moją
         matkę.
            Mama umarła w trzy dni po Bożym Narodzeniu 1980 roku; pośród
         świątecznej atmosfery nasza rozpacz wydawała się czymś niestosownym.
         Eksperymentalne metody leczenia zawiodły. Ojciec był załamany, a ja
         czułam się tak samo osierocona jak on, choć miałam trzydzieści siedem
         lat. Kiedy mamę przyjmowano do szpitala na początku miesiąca, wszyscy
         mieliśmy nadzieję, że nastąpi kolejna remisja. Zapakowała walizkę na
         ich coroczne przenosiny do Miami Beach; po pogrzebie stała jak szy-
         derstwo w ich sypialni, pełna strojów kąpielowych i nowych ręczników
         plażowych. Robiłam, co mogłam, aby pocieszyć ojca, lecz moja własna
         rozpacz była lustrzanym odbiciem jego rozpaczy. Jakieś cztery tygodnie
         po pogrzebie tata powiedział:
            – Jadę na Florydę.


          286
   281   282   283   284   285   286   287   288   289   290   291