Page 285 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 285
Zamknął oczy, na próżno usiłując powstrzymać zbierające się pod
powiekami łzy.
– Nie próbuję cię przestraszyć, tylko mam dobry pomysł. Myślę o tym
od jakiegoś czasu – powiedziała z ożywieniem, jakby czuła się doskonale
i proponowała mu wycieczkę. Siedziałam na narożnym fotelu, nie uczest-
nicząc w rozmowie. Czułam się nieswojo, podsłuchując. Zastanawiałam
się, czy nie powinnam zostawić ich samych, ale doszłam do wniosku,
że wyjście akurat w tym momencie zakłóciłoby rozmowę i byłoby nie-
uprzejme.
– Nu, nu, zogże. Powiedz już – odparł tata.
– Zawsze miałeś talent i artystyczną duszę, Nachman. Obiecaj mi, że
kiedy mnie już nie będzie, zaczniesz w końcu malować.
– Nie będzie, szmędzie, o czym ty mówisz, Doro? – wybełkotał
w panice. Po dźwięku jego głosu poznałam, że drży mu podbródek.
– Nie słuchasz. Jestem zmęczona. Nie mogę tego znowu powtarzać.
Po prostu powiedz, że obiecujesz. – Wpatrywała się w niego uważnie
zapadniętymi oczami. W pokoju zaległa na moment pełna oczekiwa-
nia cisza, zakłócana jedynie szumem urządzeń, do których mama była
podłączona. Ojciec nie mógł odwrócić wzroku od błagania wypisanego
na jej twarzy.
– Obiecujesz? Tak? – nie poddawała się.
– Okej, okej, obiecuję – odrzekł z rezygnacją i siedział tak z opuszczoną
głową i dłońmi na kolanach. Mama uśmiechnęła się słabo i wyciągnęła
do niego rękę.
Wstałam i podjęłam próbę złagodzenia napięcia.
– Idę na dół do kafeterii. Przynieść wam herbaty? A może słodkie
bułki z serem? Oboje je tak lubicie.
Popatrzyli na siebie, a potem na mnie. Mama machnęła ręką.
– Idź, nic jeszcze nie jadłaś, a jest już trzecia. Ja nie mam apetytu.
Ojciec patrzył w przestrzeń poza mną; jedyną oznaką jego nastroju
były pochylone ramiona. Poszłam jasno oświetlonym korytarzem, ską-
panym w chłodnym świetle jarzeniówek zdającym się odbijać od ścian.
O tej porze tłum w kafeterii zdążył się przerzedzić. Więcej było osób
wycierających plastikowe stoliki niż jedzących. W powietrzu wisiał
zapach kanapek z tuńczykiem i hot dogów. Wzięłam wilgotną tacę,
podeszłam prosto do lady i zamówiłam kawę i drożdżówkę z serem.
Bawiąc się okruszkami na serwetce, przypomniałam sobie podróż do
285