Page 283 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 283
* * *
W naszą drugą podróż do Polski wybraliśmy się w 1992 roku
z Berlina. Berlin nie był co prawda na liście wakacji moich marzeń,
lecz razem z Jessicą wybrałyśmy się tam z ojcem, ponieważ Daniel
przygotowywał się właśnie do budowy kontrowersyjnego Muzeum
Żydowskiego. Miało ono mieścić się przy ulicy Lindenstrasse na
Kreuzbergu i przeciwstawiać się historii przez upamiętnienie pustki,
jaką zagłada Żydów pozostawiła w Niemczech. Projekt Daniela wygrał
międzynarodowy konkurs, w którym brało udział 165 architektów.
Symboliczne wbicie łopaty stanowiło historyczne wydarzenie, w któ-
rym ojciec koniecznie chciał uczestniczyć, miałam więc wystarcza-
jący powód, aby jechać.
Kiedy już podjęłam trudną decyzję o wyjeździe do Berlina, Jes-
sica dokonała niemal niemożliwego: przekonała mnie, że wizyta
w Łodzi – trzy pokolenia razem – byłaby dla niej pouczającym i nie-
zapomnianym doświadczeniem. Musiałam przyznać jej rację, więc
mimo wewnętrznego oporu uwzględniłam Łódź w planie podróży. Nie
chcąc skupiać się na tym, co miało nastąpić, pakowałam się byle jak
i wrzuciłam do walizki kilka nie wymagających prasowania bluzek,
luźne spodnie i płaszcz przeciwdeszczowy. Zapomniałam parasola
i wygodnych butów turystycznych. Potem wyruszyliśmy w drogę.
Zaraz po przyjeździe do Łodzi dostrzegłam, że niewiele się zmie-
niło. Jessica najpierw zauważyła antysemickie graffiti „Żydowskie
świnie won do Palestyny!” „Hitler nie dokończył roboty”.
Wyjęła aparat fotograficzny i zaczęła uwieczniać napisy. Kiedy
jednak robiła czwarte czy piąte zdjęcie, z bramy kamienicy upstrzo-
nej graffiti wynurzył się młody mężczyzna z przekrwionymi oczami
i przetłuszczoną czupryną i zaczął grozić jej pięścią.
– Łeb ci rozwalę, jak zrobisz to zdjęcie – powiedział po polsku.
Wiedziałam, że nie powinniśmy byli przyjeżdżać.
– Co on powiedział, mamo? – spytała Jessica, przetłumaczyłam
więc półgłosem, teraz już czujna jak królik.
– Co za świnia – wysyczała Jessica przez zęby. Ucieszyłam się, że
nie mógł tego dosłyszeć z daleka.
– Schowaj ten aparat, Jess – powiedziałam. – Ale już!
– Powiedz mu, że piszę artykuł do gazety i że i tak mam już wystar-
czająco dużo zdjęć.
Jessica włożyła aparat do kieszeni, a ja pociągnęłam ją za ramię,
żebyśmy poszły dalej. Widziałam gniew na jej twarzy, ale chciałam
znaleźć się z dala od tego człowieka. Miałam serce w gardle i czułam
pulsowanie w skroniach. Kiedy skręciłyśmy za róg, powiedziałam:
– Takich ludzi nie można już niczego nauczyć. Jest za późno.
283