Page 272 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 272

korytarzykiem do małego biura. Dwaj staruszkowie siedzieli pochy-
              leni nad niewielkimi talerzami, jedząc wodnistą zupę z chlebem. Star-
                                                             95
              szy z nich przedstawił się jako pierwszy. Nazywał się Minc . Powie-
              dział, że jest prezesem gminy. Zamglone oczy i niepewne macanie,
              kiedy po coś sięgał, mówiły wyraźnie, że jest niemal ślepy. Oceniłam
              jego wiek na grubo po osiemdziesiątce. Młodszy mężczyzna, na oko
              siedemdziesięcioparoletni, nazywał się Frogiel  i był sekretarzem
                                                     96
              gminy.
                 Przeprosiliśmy za przerwanie im obiadu i wyjaśniliśmy powód
              naszego przybycia. Okazało się, że nie jesteśmy jedynymi cudzoziem-
              cami, którzy odnaleźli to biuro. Izraelczycy, Australijczycy, Ameryka-
              nie, Kanadyjczycy i Brazylijczycy wyruszali w podobne pielgrzymki,
              aby odnaleźć groby swoich bliskich. Nasza prośba o informacje,
              choć nieczęsta, nie była tu nowością. Panowie nie byli zaskoczeni
              i zaproponowali nam zupę. Podziękowaliśmy, wyjaśniając, jak mało
              mamy czasu na zakończenie poszukiwań. Ponieważ był to nasz
              ostatni dzień w Łodzi, pan Minc przyznał nam rację – musieliśmy
              dojechać na cmentarz przed godziną 15, póki pan Kaczmarek, dozorca
              cmentarza, był jeszcze w pracy.
                 Pan Frogiel wstał zza biurka zawalonego zakurzonymi papierami.
              Pochylone ramiona, żółtawa cera i workowaty szary garnitur nada-
              wały mu żałosnego wyglądu człowieka uwięzionego w tragicznej
              przeszłości. Wyszedł z biura, wzdychając z rezygnacją. Po kilku
              minutach wrócił z metalowym pudłem, wyglądającym na stare.
              Pordzewiałe w rogach i powgniatane pudło zawierające przedwojenne
              rejestry pochówków jakimś cudem pozostało ukryte podczas wojny.
                 – Udało nam się uratować część dokumentów. Może są także
              karty pochówku pańskich rodziców – powiedział, otwierając pudełko.
              Ojciec patrzył z niedowierzaniem.
                 Drżącymi dłońmi przekładałam pożółkłe, zetlałe karty. Każda
              z nich stanowiła cenną relikwię. Każda zawierała historię życia
              i śmierci. Niewiele osób, których nazwiska widniały na kartach,
              miało jeszcze krewnych, którzy mogliby ich szukać. Odczytywa-
              łam nazwiska powoli. Miałam poczucie, że wymawiając je na głos,
              wskrzeszam na chwilę ich właścicieli. W końcu dobrnęłam do końca
              nazwisk na literę L. Nie było tam moich dziadków. Jak w transie dalej
              przebierałam karty. Po chwili – cud! Znalazłam dwie źle odłożone na
              miejsce karty: Ruchel Laja (Rachel Lea) Libeskind i Chaim Chaskiel
              Libeskind. Moi dziadkowie ze strony ojca.



          95    Ber Minc (1908-1994) był prezesem łódzkiej gminy żydowskiej od 1986 roku.
          96    Frogiel był członkiem zarządu gminy.

          272
   267   268   269   270   271   272   273   274   275   276   277