Page 277 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 277

* * *


               W 1976 roku przeprowadziliśmy się do Larchmont w nadziei, że nasze
            dzieci będą miały możliwość uczęszczania do lepszej szkoły. One jednak
            tęskniły za swoją państwową szkołą w Bronksie, dawnymi kolegami,
            a przede wszystkim za bliskością dziadków. Rodzice przyjeżdżali do
            nas na weekendy, a mama uwielbiała Larchmont, stanowiące uciele-
            śnienie jej wyobrażenia o brytyjskiej wsi. Potrafiła całymi godzinami
            wpatrywać się w wodę w Manor Park. Oboje jednak nadal mieszkali
            w Bronksie i pracowali na Manhattanie: tata w tej samej drukarni
            przy Stone Street, mama w pracowni kuśnierskiej w dzielnicy kraw-
            ców. W owym czasie mogli już pozwolić sobie na stopniowe wprowa-
            dzanie ulepszeń w swoim mieszkaniu. Oszczędny styl życia taty nie
            dotyczył wyposażenia domu. Najpierw kupili biały orientalny dywan
            do dużego pokoju. Potem tata zrujnował się na pierwszy duński fotel
            typu Stressless, kiedy pojawiły się na rynku w USA. Był zachwycony
            jego mięsistym skórzanym pokryciem i lśniącą konstrukcją ze stali
            nierdzewnej.
               Tata szczególnie lubował się w nowoczesnych lampach. Razem z mamą
            przeczesywali liczne sklepy z oświetleniem na ulicy Bowery; tata pro-
            mieniał jak najjaśniejsza żarówka, gdy włączał swój 540-watowy żyran-
            dol Sputnik. Być może pragnął zrekompensować sobie wszystkie owe
            ciemne lata, kiedy nie mógł pozwolić sobie na rozrzutność w kwestii
            oświetlenia. Uwielbiał światło, a kompulsywne korzystanie z elektrycz-
            ności w Ameryce było jedynym odstępstwem od jego zasad dotyczą-
            cych ochrony środowiska. Jasne światło zawsze poprawiało mu humor,
            co wydawało się niemożliwe w przypadku człowieka, który prawie
            zawsze był w dobrym nastroju. Teraz mógł pozwolić sobie na kupno lamp,
            a ponieważ opłata za prąd w osiedlu Amalgamated Houses była wliczona
            w czynsz, tata mógł hojnie oświetlać swój salon. „Ach... Ameryka” –
            mawiał z satysfakcją za każdym razem, kiedy kładł palec na włączniku
            i naciskał go.
               Przez wiele lat zastanawiałam się, w jaki sposób tacie udawało
            się pogodzić dwa sprzeczne odruchy: używanie tej samej papierowej
            torebki przez lata i nieograniczone korzystanie z elektryczności. Później
            odpowiedź stała się oczywista. Papierowa torebka i paragony chowane
            w kieszeniach ubrań symbolizowały jego przeszłość. Nędza dzieciństwa


                                                                         277
   272   273   274   275   276   277   278   279   280   281   282