Page 264 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 264
niej stanowi takie samo osiągnięcie, jak uzyskanie pełnego stypendium
na którymś z uniwersytetów Ivy League. Gdyby nie „City”, być może nie
podjęłabym studiów, ponieważ zarobki moich rodziców pozwalały jedynie
na pokrycie podstawowych wydatków. Z Davidem u boku lata spędzone
na studiach były o wiele lepsze, niż sobie kiedykolwiek wyobrażałam.
Chodziliśmy razem na wiele wykładów i wątpię, czy chemia organiczna
i rachunek różniczkowy poszłyby mi równie dobrze, gdybym uczyła się
sama. Ukończyłam studia z tytułem licencjata w dziedzinie biologii, zaś
David otrzymał licencjat z chemii.
Pobraliśmy się w 1965 roku natychmiast po ukończeniu college’u, lecz
nie obyło się bez niewielkiej bitwy z moim ojcem. Dobrze znałam jego
nastawienie do ślubów. Można było zawrzeć je w często powtarzanym
przez niego zdaniu: „Wesele-szmesele, skoro się kochacie, to czego wam
jeszcze trzeba?”. Nigdy nie przywiązywał szczególnej wagi do oficjalnych
ceremonii, a kiedy przyszedł czas mojego ślubu, tata mocno dał mi się
we znaki. Jako ateista nie chciał, abym brała ślub w synagodze. Nie mógł
uwierzyć, że jego jedyna córka, o której mówiono, że jest jego klonem,
mogłaby zrobić coś takiego.
– Czemu nie możecie po prostu iść do ratusza i podpisać akt ślubu,
jak ja i mama?
– Wy dwoje braliście ślub w Kirgizji, w czasie wojny. To zupełnie coś
innego.
– Oj, Ania, myślisz, że to hokus-pokus w wykonaniu rabina, którego
nawet nie znasz, uczyni twoje małżeństwo lepszym? Do dobrego mał-
żeństwa trzeba miłości, nic innego.
A kiedy się upierałam, powiedział: – Mam nadzieję, że nie będziesz ocze-
kiwać, że w synagodze włożę jarmułkę. Jeśli będę musiał być w jarmułce,
to nie przyjdę.
Jego zwyczaj unikania wszystkiego, co było choćby odlegle związane
z religią, był mi znany, ale sądziłam, że ustąpi w mój wielki dzień. Wła-
ściwie ani ja, ani David nie potrzebowaliśmy rabina; chcieliśmy sprawić
przyjemność jego ortodoksyjnym dziadkom ze strony ojca. Matka Davida
była Portorykanką i tej części rodziny sprawa była obojętna. Ostatecznie
interweniowała moja mama i przekonała ojca, aby wziął udział w nabo-
żeństwie, które na szczęście odbyło się w synagodze reformowanej i jar-
mułka okazała się nieobowiązkowa. Ślub był skromny, w gruncie rzeczy
nic takiego. Po niezgrabnej ceremonii w przepastnej synagodze przypo-
264