Page 259 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 259

wanym krokiem, jak Amerykanin, szedł do metra, którym poruszał się
            już swobodnie. Znał nazwy wszystkich przystanków na linii D. O ósmej
            stał już przy maszynie do robienia dziurek w paskach. Praca była dość
            łatwa – niezbyt inspirująca, ale jednak praca! O wpół do siódmej wie-
            czorem biegł do metra, aby zdążyć na lekcję angielskiego na Bronksie,
            gdzie jego klasa stanowiła miniaturę Narodów Zjednoczonych.
                 Doro – pisał – nie uwierzyłabyś, jaką mamy w klasie mieszankę:
                 dwóch Rosjan, trzech Włochów, jeden Portorykańczyk i jeden Francuz.
                 Gdzie indziej poza Ameryką można znaleźć taki interesujący zestaw?

               Codzienne dwugodzinne zajęcia kończyły się o wpół do dziesiątej. Nach-
            man był tak zmęczony, że kiedy Blima otwierała mu drzwi i proponowała
            jakąś przekąskę, mówił tylko: „Nie, dziękuję, mam jeszcze tylko tyle siły,
            żeby odrobić lekcje”. Potem zapadał w głęboki sen, jakiego nie doświadczał
            od lat.
               Któregoś dnia, gdy Nachman przeprowadził się już do Herszla, jego
            przyjaciel wrócił do domu tak podekscytowany, że ledwie mógł mówić.
               – Niemele, chyba znalazłem dla ciebie pracę.
               – Ale Herszel, ja już mam pracę.
               Herszel niecierpliwie potrząsnął głową.
               – Wiesz, że pracuję u drukarza, prawda? No więc mój szef zna innego
            właściciela drukarni, i tak się składa, że on jest rabinem. Prawdopodobnie
            zapłaci ci troszkę więcej niż twój szef w fabryce. Potrzebuje kogoś, kto
            będzie dostarczał czyste ryzy papieru z magazynu do drukarni i odwoził
            gotowe zamówienia do klientów. Sądzisz, że mógłbyś to robić?
               – Ale Herszel, jak się odbywają te dostawy? Przecież nie jeżdżę samo-
            chodem.
               – Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, ale jeśli chcesz tę pracę, to jutro
            mu powiem.
               – Oczywiście, że chcę tę pracę. Wydaje się ciekawsza niż stanie przez cały
            dzień przy maszynie, a dodatkowe pieniądze się przydadzą... to na pewno.

                                           * * *

               Nachman niepotrzebnie martwił się o prowadzenie samochodu.
            Dostawy papieru odbywały się przy pomocy ręcznego wózka. Musiał
            tylko załadować na niego pudła z papierem, rozmieścić je ostrożnie


                                                                         259
   254   255   256   257   258   259   260   261   262   263   264