Page 261 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 261

Robienie czegoś, co wiązało się z projektowaniem, było naprawdę inte-
            resujące. A wspaniałą niespodzianką był fakt, iż wiązało się to z jidysz.
            Nachmanowi brakowało czytania słowa drukowanego w tym języku;
            przez ostatnie dwadzieścia lat był to zakazany owoc. Kto by pomyślał,
            że ciągnięcie wózka z papierem po ulicach Manhattanu zawiedzie go na
            tak obiecującą ścieżkę? Co Dora będzie sądziła o takiej pracy?
               Wypłata, którą Nachman otrzymał po pierwszym tygodniu – 38 dola-
            rów i 49 centów po odliczeniu podatku – wydawała się hojną kwotą po
            osiemnastu miesiącach bezrobocia w Izraelu, lecz nie próbował jeszcze
            wynająć mieszkania ani kupować żywności. Wysokość pensji liczyła się
            dużo mniej niż fakt, że znowu zarabiał na życie i mógł chodzić z pod-
            niesioną głową. Nie wiedział, że w 1959 roku przeciętny dochód ame-
            rykańskiej rodziny wynosił 5 tysięcy dolarów rocznie. Gdyby Dora nie
            pracowała, plasowaliby się sporo poniżej poziomu ubóstwa. Ich życie
            w niczym nie przypominałoby ich komfortowej pod względem finan-
            sowym sytuacji w Polsce. Żadnych domów wynajmowanych na lato,
            żadnych wakacji w górach.
               Na razie najpilniejszą troską było wypracowanie strategii przetrans-
            portowania Dory i dzieci do Ameryki; gdyby to się nie udało ze względu na
            obostrzenia kwotowe, wszystko inne nie miałoby znaczenia, a Nachman
            za nic w świecie nie chciał wracać. W Nowym Jorku czuł się bardziej
            u siebie niż we wszystkich miejscach, w których mieszkał przez ostatnie
            dwadzieścia lat.

                                           * * *
               Ojciec powiedział mi kiedyś, że oczekując na nasze przybycie do
            Nowego Jorku, odmierzał czas liczbą minut, nie dni. Czas wlókł mu się
            jak staruszek wspinający się po wysokich schodach. Zaczęliśmy częściej
            pisać listy, czasami nawet dwa razy dziennie, aby przekazać wszystkie
            informacje. „Roza skontaktowała się już z każdym ze swoich senatorów
            i zaapelowała do nich o pomoc w wydaniu wiz dla Was... Będzie do nich
            dzwonić w przyszłym tygodniu” – pisał Nachman. Każdy najdrobniejszy
            krok naprzód sprawiał, iż nasz wyjazd wydawał się bliski, lecz wówczas
            okazywało się, że jest kolejna przeszkoda, kolejne szczepienie ochronne,
            kolejny formularz do przedstawienia.
               Pamiętam, że odczuwałam ogromny konflikt wewnętrzny. Roz-
            paczliwie tęskniłam za ojcem, martwiłam się, że mogę go nigdy więcej


                                                                         261
   256   257   258   259   260   261   262   263   264   265   266