Page 242 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 242
prześladowała ją od czasu do czasu przez wiele lat – tym razem było
gorzej niż zazwyczaj. Początkowo była załamana diagnozą: mięsak
limfatyczny, rak krwi.
Przyszłam właśnie na szybki lunch – rodzice mieszkali na Bronksie
bardzo blisko mojej pracy – i zastałam mamę siedzącą w halce przy
kuchennym stole z twarzą w dłoniach. Nie zorientowałam się, że płacze,
lecz jej pochylona sylwetka i sam jej widok w bieliźnie w środku dnia
sprawiły, że zamarłam.
– Co się stało, mamo? – spytałam. Nie odpowiedziała. Gdzieś z głębi
jej wnętrza wydobywały się głuche, zwierzęce odgłosy, lecz ledwie
mogłam je zrozumieć, ponieważ w dorosłym wieku nigdy nie widziałam
jej w takim stanie. Podeszłam do niej ostrożnie. Była pogrążona w tak
głębokiej rozpaczy, że bałam się, iż wkraczam w bolesnym, intymnym
momencie. Objęłam ją ramieniem. Jej skóra była zimna i lepka od potu.
– Proszę cię, mamo, powiedz mi, co się stało.
Wyprostowała się gwałtownie, wytarła nos i powiedziała:
– Za rok o tej porze będą na mnie rosły stokrotki.
Co takiego? Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Wstała, poszła po
szlafrok, a gdy po kilku chwilach wróciła do kuchni, wyglądała na cał-
kowicie opanowaną.
W momencie ujawnienia śmiertelnej diagnozy mama miała sześć-
dziesiąt dwa lata; początkowo była wstrząśnięta do głębi, lecz w kilka
tygodni później mówiła dość zdawkowo i bezceremonialnie: „Cóż, nikt
nie będzie musiał mówić, że umarłam młodo”. Pozornie wydawało się,
iż pogodzenie się z losem zajęło jej niewiele czasu. Później radziła sobie
z perspektywą rychłego odejścia za pomocą wisielczego humoru, rezy-
gnacji z pracy i planowania wyjazdów za granicę. Ojciec, dowiedziawszy
się o diagnozie, przez stosunkowo krótki czas był w szoku, po czym
zareagował typowym dla siebie niewzruszonym optymizmem: wlewy
trującej chemii w końcu ją wyleczą, a jest całkiem prawdopodobne,
że ktoś odkryje nową metodę leczenia, kiedy choroba będzie w stanie
chwilowej remisji.
Była jesień, cztery miesiące po diagnozie. Siedziałam z mamą w jej
mieszkaniu na Gale Place przy naszym zwyczajowym lunchu złożonym
z jajek na twardo, tostów i herbaty. Ojciec był w pracy, a ja wpadłam
z szybką wizytą z pobliskiego biura w Bronx Zoo. Teraz, kiedy już wie-
działam o jej chorobie, starałam się spędzać z nią każdą wolną chwilę.
242