Page 239 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 239

Po co wyjeżdżać do Palestyny, która już w średniowieczu, albo nawet
            wcześniej, przestała być kolebką ich praojców? A teraz Nachmana zmu-
            szano do mówienia po hebrajsku. Nie, nigdy nie zdradzi języka, w którym
            matka nuciła mu kołysanki, w którym po raz ostatni rozmawiał z Jan-
            kielem i śpiewał piosenki Dorze, kiedy leżała w szpitalu w Kyzyłkyi. Jeśli
            będę musiał porzucić jidysz, to równie dobrze mogą wyrwać mi język,
            a nawet duszę – myślał. A im bardziej się nad tym zastanawiał, tym
            trudniejsza wydawała mu się nauka dziwnych, gardłowych hebrajskich
            słów, które Anetka i Daniel wyrzucali z siebie jak karabiny maszynowe.
               Pewnego dnia przy obiedzie Dora w końcu miała dla nich krzepiącą
            nowinę. Słyszała o możliwości otrzymania pracy w tartaku, którego wła-
            ścicielem był nie kto inny, jak ojciec Szimona Peresa, wówczas dyrektora
            generalnego w izraelskim Ministerstwie Obrony (od 2007 roku prezy-
            denta Izraela). Pani Ruth Dayan, jedna z najlepszych klientek Dory, miała
            koneksje wśród najpotężniejszych polityków owych czasów i poleciła
            pracownię Dory starszej pani Peres. Nachmanowi natychmiast poprawił
            się nastrój.
               – No to mów – powiedział bardziej niż dotąd energicznym głosem,
            choć praca w tartaku nie była szczytem jego marzeń.
               Następnego ranka Nachman z optymizmem wyruszył do tartaku
            Peresa, lecz dowiedział się tam, że praca jest tymczasowa – na miesiąc,
            góra sześć tygodni. Kierownik, którego miałby zastępować, wyjechał
            w długą delegację do Bułgarii w sprawie zakupu drewna. Niełatwo było
            znaleźć doświadczonego administratora, skłonnego pracować jedynie
            przez kilka tygodni, dlatego Nachman przyjął ofertę. Nawet rekomen-
            dacja pani Peres nie mogła zapewnić mu stałej pracy.
               Po zakończeniu pracy w tartaku w czerwcu 1958 roku sytuacja zawo-
            dowa Nachmana stawała się coraz bardziej paląca. Nie potrafił znaleźć
            żadnego pocieszenia, nawet w kraju, który miał zapewnić remedium
            na komunistyczny reżim w Polsce. W jego odczuciu zdrowy bezrobotny
            mężczyzna stanowił kwintesencję bezmyślnego lenistwa, był niewar-
            tym szacunku próżniakiem. Chodził po mieszkaniu pośród stert na
            wpół wykończonych przez Dorę biustonoszy. Wiedział, że wygląda na
            zagubionego – Dora rzucała na niego ukradkowe spojrzenia, świad-
            czące o tym, jak bardzo mu współczuje. Czasami prosiła go o pomoc
            przy mocowaniu oczek w gorsetach za pomocą małego, ręcznego
            urządzenia.


                                                                         239
   234   235   236   237   238   239   240   241   242   243   244