Page 241 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 241

– Za kilka miesięcy możesz spróbować znowu, może damy ci jeszcze
            parę tygodni.
               Lepsze to niż nic – pomyślał Nachman zdruzgotany.

                                           * * *

               Nachman i Dora przywieźli Anetkę i Daniela z kibucu Gvat, gdy tylko
            znaleźli mieszkanie w Tel Awiwie. Dzieci mówiły już wówczas po hebraj-
            sku prawie jak miejscowi, a przynajmniej tak brzmiało to w uszach ich
            ojca ze wszystkimi tymi gardłowymi „ch”. Ze względu na swoje dosko-
            nałe stopnie z Polski Anetka została przyjęta do bardzo cenionej szkoły
            Ironit Alef. Nachman był zachwycony otwartością swoich dzieci na nowe
            warunki. Anetka nagle zaczęła czuć się tak dobrze wśród rówieśników,
            jakby Izrael był jej domem od urodzenia. Podsłuchał jej rozmowę z kole-
            żanką, Sławką.
               – Był taki przystojny. Nigdy nie widziałaś takich zielonych oczu! –
            Anetka była absolutnie zachwycona.
               – Co to za chłopak? – spytała Sławka.
               – Mówiłam ci. To ten Żyd z Turcji z jasnymi włosami, którego spotka-
            łam na ulicy Dizengoff w Święto Niepodległości.
               – Ach, tak, był w tej grupie chłopaków ze szkoły obok. Tańczyłaś
            z nim? – Sławka przypomniała sobie, o kogo chodzi, i chciała teraz poznać
            wszystkie szczegóły.
               – Tak – odrzekła Anetka i z uśmiechem zamknęła oczy. – Było bosko.
               – Pocałował cię?
               – Nie powiem.
               Nachman wiedział, że kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy Anetka zain-
            teresuje się płcią przeciwną, lecz nie sądził, że stanie się to tak szybko.
            Miała dopiero piętnaście lat. Miał tyle na głowie, że nie był w stanie
            zastanawiać się nad konsekwencjami tej sytuacji. Nie teraz. Niech Dora
            się tym zajmie – pomyślał.

                                           ***


               Wiosną 1972 roku, po przeziębieniu, które nie chciało przejść, moja
            matka w końcu wzięła dzień wolny od pracy, aby pójść do lekarza w spra-
            wie bardzo powiększonych węzłów chłonnych na szyi. Dolegliwość ta


                                                                         241
   236   237   238   239   240   241   242   243   244   245   246