Page 240 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 240

– Nachman, masz chwilkę? – wołała zza maszyny do szycia, odgar-
          niając włosy ze spoconego czoła.
             Oczywiście, że miał czas. Czas był wszystkim, co miał.
             – Tak, potrzebujesz czegoś?
             – Możesz znowu pomóc mi przy oczkach?
             – Czemu nie? Co innego mam do roboty? – odpowiadał, wzdychając.
          Nie była to praca, której potrzebował. Zwracanie się do krewnych z prośbą
          o pomoc w znalezieniu pracy było dla niego upokarzające.
             Dora bez wiedzy Nachmana poprosiła o to Benjamina, swojego szwa-
         gra kibucnika. Jego szczupła, żylasta postać stanowiła przeciwieństwo
         korpulentnej Chawy, lecz był wielkodusznym człowiekiem, a Dora znała
         go jeszcze z przedwojennej Warszawy. Miał wielu przyjaciół w mieście.
         Benjamin odbył w sprawie Nachmana wiele rozmów telefonicznych
         i osobiście odwiedził swoich telawiwskich znajomych. W końcu przy-
         niósł dobrą wiadomość. W fabryce tekturowych pudeł o nazwie Cargill
         potrzebowali pracowników. Następnego ranka Nachman, pełen opty-
         mizmu, wyruszył autobusem do ich biura na obrzeżach Tel Awiwu.
         Tłum w autobusie popychał go i Nachman obawiał się, że marynarka
         pogniecie mu się w tym ścisku, lecz uspokajał się nadzieją, że to będzie
         to – praca, w którą będzie mógł się zaangażować i znowu poczuć się jak
         mężczyzna.
            Wkrótce dotarł do fabryki, mieszczącej się w niskim, betonowym
         budynku. Po terenie zakładu przemykali spiesznie robotnicy w kom-
         binezonach i ciężkich butach. Odnalazł gabinet kierownika kadr, gdzie
         powitał go ciepło przysadzisty mężczyzna w średnim wieku w białej
         koszuli z rozpiętym kołnierzykiem i plamami potu pod pachami.
            – A więc, przyjacielu, polecił cię Benjamin. Jego słowo jest na wagę
         złota. Kiedy możesz zacząć?
            – Dzisiaj, jeśli pan sobie życzy – odrzekł Nachman, czując, jak znika
         napięcie, które odczuwał w plecach. Lecz w tej samej chwili pomyślał,
         że za łatwo to poszło.
            – Przy okazji – powiedział kierownik – wiesz oczywiście, że każdemu
         kandydatowi możemy zapewnić pracę tylko na dwa tygodnie. Chcemy
         być fair. Mamy zbyt wielu chętnych.
            Nachman wypuścił z płuc powietrze, ramiona mu opadły. Pozwolił
         sobie na zbyt wielkie nadzieje.
            Szef kadr chyba to zrozumiał, bo dodał:


          240
   235   236   237   238   239   240   241   242   243   244   245