Page 228 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 228
Nachman stał nieruchomo obok stołu, obserwując Benjamina, lecz
myśli wirowały mu w głowie. Muszę znaleźć sposób, żeby się stąd wydo-
stać – myślał. Spojrzał na córkę. Była taka blada w porównaniu z opalo-
nymi kuzynami, których poznali w porcie. Jak szybko się przyzwyczai?
– Pomarańcze? – Anetka w ekscytacji podbiegła do stołu. – Chcę na
nie popatrzeć. W Polsce nigdy ich nie było. – Wzięła owoc i powąchała
go, wdychając głęboko jego zapach. – Jak w raju – powiedziała krótko,
odkładając pomarańczę na stół i siadając na brzegu najbliższego łóżka.
Dora siedziała na łóżku pod małym okienkiem z twarzą ukrytą w dło-
niach. Nie było widać jej oczu. Daniel czytał czasopismo zabrane ze
statku, nieświadomy napięcia panującego w pokoju. Przez chwilę, która
wydawała się wiecznością, nikt nic nie mówił.
Chawa podeszła do zlewu, aby napełnić wodą wgnieciony aluminiowy
garnek. Woda z kranu była brązowa. Chawa podstawiła dłoń pod stru-
mień.
– Woda jest taka ciepła, że prawie nigdy nie muszę jej podgrzewać –
roześmiała się, po czym ogłosiła:
– Zrobię herbatę. Benjamin, przywiozłeś herbatę?
– Nie, nie powiedziałaś mi, żebym kupił.
– Och, no cóż – powiedziała.
Nachman pomyślał, że zrobiło jej się wstyd, lecz nie znał jej wystar-
czająco dobrze, żeby to stwierdzić.
– Schowamy zapasy – zaćwierkała i zwróciła się w stronę szafki nad
zlewem. Chwyciła za rączkę, żeby otworzyć drzwiczki. – Lepiej sprawdzić,
czy nie ma skorpionów – powiedziała mimochodem. Rączka odpadła
z brzękiem. Chawa spojrzała na nią, jakby nigdy nie widziała czegoś
takiego. Przez kilka chwil stała na środku pokoju z rękami na biodrach,
wpatrując się w żarówkę, jakby oczekiwała od niej podpowiedzi, jak sobie
poradzić z tą sytuacją. Wkrótce odzyskała równowagę i oświadczyła
tonem sędziego wydającego werdykt:
– Doro, nie możesz tu zostać. Nie planowaliśmy tego, ale zabieram
was wszystkich do kibucu Gvat. Zbierajmy się stąd.
Nachman poczuł przypływ ulgi – ze względu na Dorę, nie na siebie.
Dora podbiegła do siostry i ukryła twarz w jej szyi. Obejmowały
się tak długo, aż Nachmanowi wydało się, że się do siebie przykleiły.
Czuł się niezręcznie wobec hojnego zaproszenia Chawy. Nie miał pracy,
a perspektywy znalezienia jej były niewielkie. Nie czuł się dobrze ze
228