Page 233 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 233

Nie chciałam wtrącać się do rozmowy. Rozpakowałam walizkę, przej-
            rzałam kilka broszurek biur podróży i napełniłam ponownie ich fili-
            żanki kawą z termosu. Surrealistyczne godziny. Bardzo chciałam, aby
            ta wizyta dobiegła końca. Podeszłam do okna i powiedziałam: „Robi się
            już ciemno”. Sądzę, że Wiesława zrozumiała, o co mi chodzi.
               Zanim wyszła, ojciec rozmawiał z nią o sytuacji panującej obecnie
            w Łodzi.
               – Mają jakieś plany odnowy? – próbował pokierować rozmowę
            w stronę teraźniejszości, lecz Wiesława najwyraźniej zamierzała nadal
            rozwodzić się nad przeszłością.
               – Wiesz, Nachman, nieobecność Żydów pozostawiła ogromną pustkę
            w polskim życiu kulturalnym. Bardzo silnie to odczuwam i bardzo żałuję.
               Następnego dnia obudziliśmy się przy akompaniamencie ulewnego
            deszczu. Poprzedniego dnia pokój hotelowy wydawał mi się przepastny
            i przygnębiający; teraz, gdy strugi deszczu spływały po brudnych szybach
            i odbijały się na betonowych parapetach, był jeszcze bardziej ponury.
            Ten hotel, niegdyś tak elegancki i dostępny tylko dla bardzo zamożnych,
            stanowił smutne wspomnienie życia w przedwojennej Łodzi. Deszcz
            współgrał z moim nastrojem, lecz ojciec, który potrafił znaleźć dobre
            strony w najgorszych sytuacjach, nie mógł się już doczekać wyprawy
            na cmentarz.
               Olczakowie przyjechali wcześnie swoim małym fiatem. Pojazd ten,
            spłacany w ratach przez dziesięć lat, był ich najcenniejszą własnością.
            Postanowili poświęcić cały poranek i pomóc nam w szukaniu grobów.
            Benzyna była reglamentowana, nie chcieliśmy więc wykorzystywać ich
            miesięcznego przydziału paliwa, lecz Olczakowie nalegali. Ich dobra wola
            i szczere zainteresowanie podniosły mnie na duchu.
               Zbliżając się do cmentarza, położonego niegdyś na obrzeżach miasta,
            zobaczyliśmy, że teraz otaczają go odrapane osiedla mieszkaniowe. Na
            skutek jakiegoś niewytłumaczalnego aktu łaski sam cmentarz został
            nietknięty przez buldożery. Objechaliśmy go dookoła, usiłując znaleźć
            wejście.
               – Może was to zdziwi – odezwała się Wiesława – ale niektórzy Polacy,
            kiedyś nastawieni negatywnie albo obojętnie, zaczęli wspominać
            z nostalgią utratę żydowskiej kultury i obyczajów.
               Chciałam zapytać, za czym tak tęsknili, lecz postanowiłam zachować
            milczenie.


                                                                         233
   228   229   230   231   232   233   234   235   236   237   238