Page 225 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 225

żołnierze. Czy to możliwe, że naprawdę są Żydami? Sprzedawcy na stra-
            ganach z żywnością sprzedawali przekąski, których nie rozpoznawał,
            rzucali w powietrze brązowe kulki i łapali je w coś, co wyglądało jak
            kieszonka z chleba, ociekająca gęstym sosem. Szyldy sklepowe i tablice
            z nazwami ulic mgliście przypominały słowa z modlitewników, zepchnię-
            tych w najdalszy kąt jego wspomnień z dzieciństwa. Po raz pierwszy
            w życiu Nachman nie potrafił nic przeczytać, co martwiło go bardziej
            niż się spodziewał. Jak ja kiedykolwiek się odnajdę w tym nowym życiu?
            – zastanawiał się, lecz nie chciał mówić tego na głos, żeby nie zniszczyć
            bańki otaczającej Dorę. Ona miała szczęście. Nadal miała krewnych,
            z którymi będzie teraz znowu razem, oni zaś przyjmą go może do swojego
            grona. Myśl ta poprawiła mu nastrój. Autobus podskakiwał na drodze
            wiodącej wzdłuż wybrzeża.
               Nachman nigdy nie widział tak ogromnej połaci wody, większej nawet
            od Zbiornika Rybińskiego, który pomagał budować w Związku Radziec-
            kim. Woda była turkusowa i spokojna, nie zaś stalowoszara i gniewna
            jak w Rybińsku. To było wspaniałe Morze Śródziemne, plac zabaw dla
            bogatych i sławnych, obrazek z tygodników, które czytywał w Polsce. Był
            zauroczony jego kolorem, wydającym się w mgnieniu oka przechodzić
            z błękitu w zieleń. Po godzinie wpatrywania się w rytmiczne, lecz mono-
            tonne fale i piasek pomyślał: To jest piękne, ale nie tak imponujące jak
            góry w Polsce. Uśmiechnął się, przypomniawszy sobie, jak zabierał dzieci
            na wędrówki górskie w Tatry. Każdą wyprawę rozpoczynali od pikniku
            w zielonych dolinach, gdzie pasły się kozy i owce, a pasterze pilnowali
            swoich stad. Dzieci wiwatowały i krzyczały w nerwowym podekscyto-
            waniu, kiedy udało im się wspiąć tak wysoko, jak tylko pozwoliły na to
            ich krótkie nóżki. Nachman kupił im laski wędrowca, oni zaś stopniowo
            przyozdabiali je metalowymi plakietkami z nazwami wszystkich szczy-
            tów, które zdobyli lub mieli nadzieję zdobyć. Odwrócił się, żeby na nich
            spojrzeć: oboje spali, głowa Daniela spoczywała na ramieniu siostry
            i podskakiwała z każdym wybojem na drodze. Nie, morze nigdy nie wygra
            z górami, nie dla Nachmana.
               Osada dla uchodźców Givat Olga została założona zaledwie cztery
            lata przed ich przyjazdem, lecz nie miała już w sobie blasku nowości.
            Składały się na nią prowizoryczne baraki wzniesione na skalistym
            izraelskim wybrzeżu Morza Śródziemnego, bezpośrednio w pasie plaż
            w rejonie Hadery, miasteczka usytuowanego na bagnistej prowincji


                                                                         225
   220   221   222   223   224   225   226   227   228   229   230