Page 215 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 215

– To co? Co zrobisz? – przerwał jej Nachman.
               – Nie wiem. Mam już dosyć tych podchodów – odrzekła.
               – Posłuchaj, musimy próbować. Nie poddawajmy się. Przeszliśmy
            przez gorsze rzeczy – przypomniał jej Nachman.
               – Może dowiedzieli się, że odmówiłeś zmiany nazwiska – Dora zasta-
            nawiała się, z jakiego powodu władze komunistyczne po raz czwarty
            rozpatrzyły odmownie ich wniosek o wyjazd do Izraela.
               – A może to dlatego, że ci bandyci od podatków nigdy nic na ciebie nie
            znaleźli. To ich pewnie doprowadza do szaleństwa – powiedział Nachman
            i Dora zaczęła się śmiać.
               – Czemu się śmiejesz?
               – Bo jeśli nie będę się śmiać, to się rozpłaczę. Nasza sytuacja jest taka
            absurdalna. Dlaczego nas tu trzymają pod kluczem? Przed wojną można
            było przynajmniej jeździć, gdzie się chciało.
               – Ciii... – uciszył ją Nachman, wskazując w oddali jakąś parę idącą
            w ich stronę.
               Teoretycznie Żydzi mogli ubiegać się o wizy wyjazdowe do Izraela.
            W praktyce jednak ich przyznawanie, a następnie wycofywanie było
            ulubioną przez komunistów metodą dręczenia. Odnosiło się to szczególnie
            do tych wnioskujących, którzy w jakiś sposób się wyróżniali – posia-
            dali prywatny zakład, tak jak Dora, lub odmówili zmiany nazwiska na
            brzmiące bardziej polsko, tak jak Nachman. Aby jak najlepiej wykorzystać
            okazję do prowokacji, urzędnicy czekali, aż ludzie zrezygnują z pracy,
            sprzedadzą swoje rzeczy i wypowiedzą najem mieszkania, po czym
            w ostatniej chwili wysyłali informację o wycofaniu zezwolenia.
               Dzieci biegały po parku, goniąc ptaki i siebie nawzajem. Dora obser-
            wowała je, rozmawiając z Nachmanem i podziwiając, jak promiennie
            wyglądają w pasujących do siebie sweterkach i beretach wydzierganych
            na drutach przez Marysię. Skomplikowane sploty czerwieni, zieleni,
            oranżu i błękitu wyróżniały się na tle szarych budynków otaczających
            park. Dora poczuła w sercu ukłucie żalu. Żałowała, że nie może spędzać
            więcej czasu z dziećmi. Były takie niewinne, nienaznaczone wojną! Była
            bardzo zmęczona ciągłymi odmowami wizy i zaczynaniem kolejny
            raz od nowa, lecz wiedziała, że Nachman ma rację. W końcu muszą ich
            wypuścić. Rozpromieniła się na myśl o spotkaniu z siostrami i braćmi
            mieszkającymi w Izraelu – tymi, którzy wyemigrowali z Polski w latach
            dwudziestych, gdy Palestyna była jeszcze pustynnym nieużytkiem.


                                                                         215
   210   211   212   213   214   215   216   217   218   219   220