Page 193 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 193

znaczenie, niezależnie od tego, jak będzie miał na imię.
               Wszedł po schodach do odpowiedniego biura w wydziale rejestracji.
               – Dzień dobry – powiedział do kobiety siedzącej za metalowym biur-
            kiem. Rzędy szafek na akta za jej plecami kazały mu zastanowić się, ile
            aktów zgonów dzieci zmarłych w czasie wojny się w nich znajduje. Kobieta
            nie podniosła wzroku. Nachman odkaszlnął, aby zaanonsować swoją
            obecność. Czemu nie zauważyła podskakującej bezustannie Anetki?
               Urzędniczka spojrzała na niego, lecz nadal przekładała na biurku
            jakieś papiery.
               – Po co pan tu przyszedł? – spytała, jakby Nachman pomylił biura.
               – Chcę zarejestrować narodziny syna.
               – Proszę – wręczyła mu niewielki plik papierów. – Niech pan to
            wypełni w trzech egzemplarzach – poinstruowała go, wskazując na
            rząd metalowych krzeseł pod ścianą.
               Nachman był zadowolony, że pomyślał o włożeniu do kieszeni wiecz-
            nego pióra. Cieszył się też, że nie wypłynął z niego atrament.
               Ułożył formularze na kolanach i usiłował wypełnić je najstaranniej
            jak się dało na tej nierównej powierzchni. Potem podszedł do urzędniczki
            i wręczył jej papiery. Przeczytała je z grymasem na twarzy. O co chodzi?
            – zastanawiał się Nachman. Ząb ją boli?
               Jej zmarszczone brwi świadczyły o tym, że coś jest nie w porządku.
               – Nie mogę tego przyjąć – rzuciła.
               – Dlaczego? Co jest nie tak? Zrobiłem jakiś błąd?
               – Oczywiście – odrzekła. – Nie mogę zaakceptować takiego żydow-
            skiego imienia. Dawid? Co pan sobie myśli?
               – Takie imię wybraliśmy dla naszego syna.
               – Nie pozwolę na to – odrzekła tonem tak zdecydowanym, iż Nachman
            zrozumiał, że nie ma sensu się awanturować. Wiedział już, że dyskusje
            z komunistycznymi urzędnikami mogą niepotrzebnie zwrócić na niego
            uwagę.
               Przecież to tylko imię! Czy imię może samo z siebie i przez siebie stano-
            wić jakiekolwiek zagrożenie? Poczuł gorzki smak w ustach i pulsowanie
            w skroniach. Dobrze, że Anetka pobiegła w drugi koniec korytarza i gawę-
            dziła ze sprzątaczką, zafascynowana ścierką owiniętą na szczotce, która
            zostawiała mokre kółka na podłodze. Nachman rozmyślał nad wyborem.
            Mógł wyjść i wdać się w dyskusję z Dorą na temat innego imienia, lecz
            mógł też wymyślić jakieś podobne, którego ta gorliwa urzędniczka nie


                                                                         193
   188   189   190   191   192   193   194   195   196   197   198