Page 184 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 184

Żyjcie zdrowo i bądźcie szczęśliwi, moi kochani, i napiszcie do
              mnie. W następnym liście wyślę Wam nasze zdjęcia.
                 Musimy o wszystkim zapomnieć. Teraz mamy nowe życie i zaczy-
              namy jeszcze raz...


             Nachman wpatrzył się w wagony z węglem za oknem i upuścił kartki.
          Rozsypały się na podłodze pod krzesłem.
             Jak długo tak siedzę? – pomyślał po jakimś czasie. Wydawało mu
          się, że minęło kilka godzin. Dora poszła pewnie do Geni. To dobrze. Nie
          powinna mnie widzieć w takim stanie. Potem w jego świadomości poja-
          wiła się myśl: Roza żyje! Żyje! Musimy natychmiast wyjechać i dotrzeć
          do Łodzi, zanim jej nowy mąż przekona ją do wyjazdu.
             Kiedy Dora wróciła do domu, Nachman zdążył już trochę dojść do sie-
          bie, lecz natychmiast wyczuła, że stało się coś strasznego. Jego zaczerwie-
          nione i podpuchnięte oczy sugerowały, iż krążące od niedawna pogłoski
          mogą być prawdziwe. Anetka wdrapała mu się na kolana, ale nie zaczął
          jak zwykle huśtać jej „na koniku”, a na jego twarzy pojawił się jedynie
          nikły cień uśmiechu.
             – Tak, wszyscy nie żyją, oprócz mojej siostry Rozy. Polubisz ją. –
          Nachman bez ceremonii potwierdził podejrzenia Dory, wymieniając
          zamordowanych krewnych bezbarwnym głosem, którego dotąd nie
          słyszała.
             – Och, Nachman... co ja mam powiedzieć? – Przytuliła go do siebie
          i trwali tak dłuższą chwilę. – Życie stało się takie tanie, takie ulotne –
          dodała.
             – Nie, nieprawda... nie musiało tak być – odrzekł. – Wracajmy jak
          najszybciej się da. Może odnajdziemy jakichś twoich krewnych.
             Przez następne dni Nachman nie mógł otrząsnąć się po straszli-
         wym ciosie, który zmiażdżył go wewnętrznie i zniszczył jego marzenia
         o radosnym powitaniu z rodziną. Zapamiętane z listów słowa – „sama
         jak kołek w płocie” i „musimy o wszystkim zapomnieć” – prześladowały
         go w najmniej spodziewanych momentach jak natrętny refren piosenki.
         Szarpały mu nerwy i odbierały sen. Przed oczami wirowały mu wize-
         runki braci, sióstr i ich dzieci; nie miał pewności, czy to sen, czy jawa.
         Słyszał błagania Issera, pragnącego uciekać razem z nim, i Jankiela,
         nakazującego mu zostać. „Cokolwiek się stanie, będziemy trzymać się
         razem, jak rodzina. Będziemy razem żyć albo razem umrzemy”.


          184
   179   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189