Page 171 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 171
poprzysiągł sobie siedzieć cicho i unikać zwracania na siebie uwagi.
Któregoś dnia siedząc w fabrycznym biurze, zauważył dwóch agen-
tów NKWD zaglądających przez drzwi. Miasteczko było na tyle małe, że
wiadomo było, kto pracuje w tajnej policji. Nie było mowy o tym, żeby
znaleźli się tam przez przypadek. I rzeczywiście, pod koniec dnia kie-
rownik zawołał do siebie Nachmana.
67
– Zdrawstwujtie, towariszcz – powiedział, patrząc mu prosto w oczy.
– Czto ja mogu dlia was sdiełat? Co mogę dla was zrobić? – spytał
Nachman.
– Weźcie ten list i zanieście na posterunek NKWD, jak będziecie wra-
cali do domu. Macie po drodze. – Po tych słowach wręczył mu zaklejoną
kopertę. Nachman nie mógł odmówić szefowi.
– Nie ma problemu, zaniosę – odrzekł uprzejmie i wyszedł z biura.
Na zewnątrz poczuł mdłości. Przed pójściem na posterunek zajrzał
do domu, gdzie Dora zajmowała się Anetką.
– Posłuchaj, Doro, szef powierzył mi dziwną misję. Chce, żebym
dostarczył to na posterunek NKWD, chociaż jemu też tam jest po drodze.
– To dziwne – odrzekła Dora i podała Anetce własnoręcznie uszytą
szmacianą lalkę, aby zająć czymś małą. Nachman zastanawiał się, czy
Dora dostrzegła niepokój czający się w kącikach jego ust.
– Jak myślisz, o co tu może chodzić? – zapytał żonę. Wiedział, że jest
mądra i cenił sobie jej rady.
– Chodź tu. Mam pomysł. – Gestem nakazała mu podejść bliżej do
lampy naftowej, oświetlającej pokoik. – Daj tę kopertę.
Razem przysunęli kopertę jak najbliżej lampy, usiłując zobaczyć,
co jest w środku. To, co odkryli, pogłębiło jeszcze tajemnicę. W środku
nie było arkusza papieru listowego. Zamiast tego zauważyli w kopercie
kawałki papieru i różne wycinki z gazet. Nachman zaczął się pocić.
Dziwne uczucie narastało mu w żołądku. Nigdy przedtem tak się nie
bał. Ani wtedy, kiedy chuligani zaatakowali go w ciemnej uliczce, ani
kiedy zamknięto go w więzieniu przy ulicy Gdańskiej w Łodzi, ani wtedy,
kiedy został aresztowany i przewieziony do Opalichy. Teraz miał rodzinę.
Oddychał głęboko, usiłując pozbyć się złych przeczuć, lecz jego zazwyczaj
suche ręce były całkiem wilgotne.
– Próbują cię wrobić – powiedziała Dora. Na jej policzki wystąpiły
67 Zdrawstwujtie, towariszcz (ros.) – Witajcie towarzyszu.
171