Page 173 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 173

aż na pokrytą dywanami podłogę. W porównaniu z ponurymi biurami
            instytucji państwowych, które widział dotąd w Związku Radzieckim,
            było to coś zupełnie innego. Ci ludzie mają wpływy i władzę, domyślił
            się, zanim ktokolwiek się odezwał.
               – Rozumiem, że macie dla mnie list od swojego szefa – powiedział
            swobodnym tonem mężczyzna siedzący za biurkiem.
               – Tak, proszę – Nachman podał mu kopertę. Enkawudzista rozerwał
            ją i na jego biurko posypały się skrawki papieru. Wyglądał na zszoko-
            wanego; jego miły wyraz twarzy zmienił się w grymas. Rąbnął pięścią
            w stół.
               –   Job twoju mat’! – zaklął. – Gdie pismo? Gdzie jest list, który dał
            wam kierownik w fabryce?
               – Towarzyszu, nie wiem nic o tym, co jest w środku. Dałem wam tę
            samą zaklejoną kopertę, którą mi przekazano.
               – O, nie – odrzekł urzędnik. – Już my wiemy. Daliście ten list szpiegowi,
            którego spotkaliście po drodze. – Dwaj agenci przytaknęli, uśmiechając
            się triumfalnie.
               – Nie spotkałem nikogo po drodze. Mówię wam, to jest ta sama
            koperta, którą kazano mi wam dostarczyć. Przysięgam. – Nachman
            starał się, aby jego głos brzmiał możliwie mocno i zdecydowanie.
               – Lepiej się od razu przyznajcie – warknął urzędnik. – Gadajcie, co
            wiecie, jeśli wam życie miłe.
               Nachman jednak powtarzał to, co przed chwilą powiedział – była to
            jedyna rzecz, jaką mógł zrobić. Czas mijał, a bezproduktywne przesłucha-
            nie trwało nadal, podobnie jak przekleństwa i obelgi. Kiedy nie udało się
            wydobyć zeznania, agenci zaczęli używać pięści. Zadawali Nachmanowi
            ciosy w brzuch i szczękę, potem znowu w brzuch, raz po raz. W porów-
            naniu z kopniakami w krocze inne ciosy wydawały się łagodne. Szczęka
            i żołądek bolały go jednak tak mocno, że stracił rachubę uderzeń.
               – Powiesz nam teraz prawdę, czy chcesz jeszcze oberwać, łajdaku? –
            pytali po każdym kolejnym ciosie. Wkrótce Nachman był bliski omdlenia.
            Przestał odpowiadać na pytania.
               Później został wrzucony do zawilgoconej celi na końcu długiego,
            wąskiego korytarza. Nachman czuł, że śledczy jest rozczarowany i wście-
            kły, że przesłuchanie nie przyniosło rezultatów. Był pewien, że rano
            znowu zacznie się męka. Nie, może wieczorem – pomyślał. To jest ich
            pora na mokrą robotę. Chciał opracować jakąś taktykę, lecz wyczerpanie


                                                                         173
   168   169   170   171   172   173   174   175   176   177   178