Page 174 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 174

i nudności nie pozwalały mu myśleć. Całe jego ciało pulsowało. Zwinął
          się na betonowej podłodze i zapadł w głęboki sen.
             Rano zaprowadzono go z powrotem do gabinetu naczelnika NKWD.
          Na biurku leżała niewielka paczuszka, zapakowana w brązowy papier
          i przewiązana sznurkiem. Ku zaskoczeniu Nachmana naczelnik przybrał
          łagodniejszy ton.
             – To paczka od waszej żony. Przyniosła ją dzisiaj.
             Nachman nie był pewien, czy to nie kolejna sztuczka. Czyżby Dora
          przyniosła mu coś do jedzenia? Było to możliwe. Wiedział, jak bardzo
          musiała się martwić, kiedy nie wrócił wieczorem do domu. Ale z dru-
          giej strony, czy pozwoliliby jej dostarczyć mu przesyłkę? Gapił się na
          paczuszkę, nic nie mówiąc. Co miałby powiedzieć?
             – Widzicie tę paczkę? – wskazał naczelnik. – Jeśli chcecie ją dostać,
          to przyznajcie się, a będziecie mogli ją wziąć i pójść.
             – Ale już wam wczoraj mówiłem. Nie mam się do czego przyznawać.
          Przyniosłem wam kopertę, którą mi przekazano.
             – Pozwólcie, że o coś was zapytam. – Naczelnik odchylił się w krześle.
          – Chcecie znowu zobaczyć swoją żonę i dziecko?
             – Tak. Tak, oczywiście, że chcę – odrzekł Nachman z gorliwością,
          która wydała mu się nadmierna.
             – No to wiecie, co musicie zrobić. Nie będę tego powtarzał. Zabierzcie
          go do celi – krzyknął do strażnika. – Niech sobie to przemyśli.
             Zgodnie z zaleceniem naczelnika Nachman siedział w celi, usiłując
          rozeznać się w sytuacji. Kto mógł na niego donieść i po co? Nie wyobrażał
          sobie, że którykolwiek z jego kolegów jest donosicielem, a poza tym nie
          było o czym informować władz. Był sumiennym pracownikiem. Musiało
          chodzić o to, że był bundowcem, socjalistą. A jeśli przyzna się do czegoś,
          czego nie zrobił? Co wtedy? Wypuszczą go? Na pewno nie: wiedział, że
          takie zeznanie przypieczętowałoby jego los. Postanowił zachować mil-
          czenie. A potem naszła go potworna refleksja: nie mogę nikomu ufać.
          Było to jednak wbrew jego naturze, myśl o tym drażniła każdy nerw
          w jego ciele.
             Około południa usłyszał brzęk metalu. Pomyślał, że może przyniosą
          herbatę albo trochę zupy. Burczenie pustego żołądka i tępy ból w jamie
          brzusznej znał już z Opalichy. Było mu obojętne, czy herbata będzie gorzka,
          a zupa wodnista. Trząsł się cały – gorący płyn mógłby na to pomóc. Lecz
          nic z tego. Strażnik otworzył drzwi celi.


          174
   169   170   171   172   173   174   175   176   177   178   179