Page 167 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 167

– Popatrz, dam ci wskazówkę. – Nachman połączył czubki kciuków
            i palców wskazujących w kółeczka, po czym przyłożył tę imitację oku-
            larów do twarzy.
               – Kalinin! – Anetka wykrzyknęła nazwisko jednego z zauszników
            Stalina. Potem przyłożyła piąstkę do podbródka, pokazując spiczastą,
            kozią bródkę Kalinina.
               Nachman zawsze kończył zabawę, gdy Anetka zidentyfikowała podo-
            biznę Stalina, po czym kręcił ją na obrotowym krześle, a wówczas jej
            chichot wypełniał duszne biuro. Dora podziwiała tę zabawę i sposób,
            w jaki owe czarne charaktery były subtelnie redukowane do dziecinnych
            zabawek. Wyglądała na zewnątrz, pilnując, czy nikt nie nadchodzi; gdyby
            ktoś zauważył, że Nachman żartuje sobie z władców państwa, spotkałby
            go los gorszy niż zsyłka do Opalichy.
               Bardzo niewiele osób z niewielkiego kręgu żydowskich uchodźców
            miało tak stabilną pracę jak Nachman. Musiał bardzo uważać, aby jej
            nie stracić. Czasami Dora wyczuwała ze spojrzeń spod zmrużonych
            powiek, z szeptów, że niektórym nie podoba się swego rodzaju sukces
            jej męża, lecz bliskie stosunki, jakie nawiązali z kilkoma rodzinami
            uchodźców, stanowiły silną przeciwwagę dla tego odczucia. To dzieci
            pomogły scementować więź pomiędzy rodzicami. Dla ośmioletniej Mity
            i dziesięcioletniej Joli, córek państwa Joffe, Anetka była ciągłym źródłem
            radości.
               Ich matka, Genia Joffe, okazała się bratnią duszą Dory. Tak samo jak
            ona pochodziła z Warszawy, miała wyrafinowany gust i była bardzo
            oczytana. Obie kobiety znalazły wspólny język. Genia była jedyną osobą
            z niewielkiego grona ich przyjaciół, która nie należała do Bundu; ten
            wspólny brak socjalistycznego wychowania sprawił, że stały się sobie
            wyjątkowo bliskie. Przez krótki czas mąż Geni, Antek, był przedstawi-
            cielem polskiego rządu na uchodźstwie. Jego pompatyczny tytuł brzmiał
            dowieriennyj polskowo posolstwa (zaufany przedstawiciel misji polskiej),
            co stanowiło nieoczekiwany awans dla młodego dentysty z Warszawy.
            To on poprosił Nachmana, aby został sekretarzem misji. Wiele takich
            niewielkich misji powstawało jak grzyby po deszczu we wszystkich
            miastach i miasteczkach, w których zamieszkiwała znaczna liczba
            żydowskich uchodźców z Polski, zwolnionych niedawno z obozów pracy.
            Zadaniem każdej misji było nadzorowanie dystrybucji amerykańskiej
            pomocy wśród uchodźców.


                                                                         167
   162   163   164   165   166   167   168   169   170   171   172