Page 154 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 154

– Jack, proszę cię, idź do Uzbeków i pożycz tamten wózek – Nachman
          przejął dowodzenie.
             – Ten, którym wieźliśmy Rachelę? Chyba nie mówisz poważnie.
             – Tak. Jack, proszę cię, idź.
             Mężczyźni przez wiele godzin pchali wózek po nierównych gruntowych
          drogach. Kiedy koleiny były zbyt głębokie, podnosili wózek najostrożniej
          jak potrafili. Wychudzona Dora leżała apatycznie na wózku, stanowią-
          cym ponure przypomnienie twarzy Racheli i dnia sprzed zaledwie kilku
          tygodni. Nachman boleśnie odczuwał każde szarpnięcie wózka, kiedy
          najeżdżali na kamień. Jack i Mendel przysięgli mu, że dowiozą Dorę do
          szpitala, nawet gdyby musieli iść przez całą noc i cały dzień. W końcu
          dostrzegli w ciemnościach klinikę – niewielki budynek i parę świateł
          błyskających w ciemności.
             Rano Nachman dowiedział się od tęgiej kirgiskiej pielęgniarki, co
          dolega Dorze.
             – Ona imiejet sypnoj tif. Ma tyfus – oznajmiła kobieta. – Ona oczeń
          płocho. Jest w bardzo złym stanie.
             – Proszę, czy mogę ją zobaczyć? – spytał Nachman.
             – Niet! – wykrzyknęła pielęgniarka, jakby zszokowana, że ktoś mógłby
          być aż tak głupi, aby wchodzić do pokoju pacjentki cierpiącej na śmier-
          telną chorobę zakaźną. Nachman zrozumiał, że Dora musi być izolowana.
          – Pojditie domoj – dodała łagodniejszym tonem pielęgniarka. – Idźcie
          do domu, długo potrwa, zanim jej się polepszy, o ile w ogóle... – urwała.
             Właśnie w tym momencie Nachman zorientował się, że kocha Dorę.
          W ciągu dnia spał pod drzewem widocznym z okna pokoju na piętrze,
          gdzie leżała Dora. Potem śpiewał dla niej jej ulubione ludowe piosenki
                                                    63
          w jidysz: Tumbalalajka, Ojfn weg sztejt a bojm  i inne. Nie miał poję-
          cia, czy Dora go słyszy, ale śpiew dodawał mu nadziei, że wyzdrowieje.
          Musiał dać jej do zrozumienia, co do niej czuje. Może gdyby wiedziała,
          jak silne jest moje uczucie, zapragnęłaby trzymać się życia – myślał.
          Poprzez dziwny płyn napływający mu do oczu widział teraz tylko jej
          twarz zaczerwienioną od gorączki i jej nieruchome ciało na wózku. Od
          kiedy opuścił Łódź, nie uronił ani jednej łzy, a teraz coś takiego?
             Następnego dnia pielęgniarki nadal były nieugięte. Nie wolno wcho-


          63   Ojfn weg sztejt a bojm (jid.) – Na drodze stało drzewo – melodia ludowa z tekstem
            Icyka Mangera.

          154
   149   150   151   152   153   154   155   156   157   158   159