Page 153 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 153

energii, w nadziei, że głodowe skurcze ustaną. W okolicy były tysiące
            uchodźców, lecz codziennie rano wychodząc na dwór, orientowali się,
            że ludzie spotkani zaledwie przed kilkoma dniami już nie żyją.
               Kiedy nie mieli zupełnie nic do jedzenia, wędrowali zakurzonymi
            drogami i zbierali dziko rosnące zioła, aby je ugotować. Pili kipiatok,
            wrzątek przesycony nieprzyjemnym smakiem gorzkich ziół, usiłując
            przekonać samych siebie, że to egzotyczna herbata. Zachęcali Rachelę,
            aby piła go małymi łyczkami. Nie było możliwości uzyskania dla niej
            pomocy medycznej, lecz przyjaciele robili, co tylko mogli. Kilka razy
            nawet udało im się wyprosić u uzbeckich sąsiadów odrobinę kumysu,
            sfermentowanego mleka klaczy. Był to lokalny eliksir, mający ponoć
            właściwości lecznicze.
               Kiedy Rachela zmarła w kilka miesięcy później, Dora była załamana,
            choć przecież powinna była już przyzwyczaić się do śmierci, stanowiącej
            codzienność w łagrach. Nie mieli pieniędzy na odpowiedni pochówek.
            Nachman, Dora, Mendel, Itka i Jack drewnianym wózkiem zawieźli jej
            wątłe ciało na pustynię. Mężczyźni zaczęli kopać grób. Dora i Itka stały
            w milczeniu, a łzy płynęły po ich zapadniętych policzkach. Pochowali
            Rachelę na samotnej, targanej wiatrem równinie, zaznaczając miejsce
            znalezionym w pobliżu dużym kamieniem. Przez chwilę stali w ciszy
            wokół niewielkiego kopczyka, słuchając żałobnej pieśni wiatru. Kiedy
            ciszę przerwał krzyk puchacza w oddali, Mendel powiedział:
               – Niedługo zrobi się ciemno. Chodźmy.
               Wkrótce po pogrzebie Dora zachorowała. Przez cały czas kaszlała
            i wymiotowała. Kiedy wieczorem Nachman dotknął jej czoła, była roz-
            palona jak piec. Leżała w łóżku, cicho pojękując. Przykładał jej do czoła
            zimne kompresy, które momentalnie wysychały. Nachman poprzysiągł
            sobie, że Dora nie podzieli losu przyjaciółki, jeżeli tylko będzie mógł temu
            zapobiec. Obudził Jacka i Mendla śpiących w pokoju obok.
               – Musicie mi pomóc zawieźć Dorę do szpitala.
               – Do szpitala? Chyba majaczysz. Tu nie ma szpitala – odrzekł Mendel,
            trąc zaspane oczy.
               – Kiedy umarła Rachela, węglarz powiedział, że w okolicy jest coś
            w rodzaju kliniki. Nie wiem dokładnie gdzie, ale musimy ją znaleźć –
            ponaglił go Nachman.
               – Ale jak niby mamy się tam dostać? – spytał Mendel. – Jak ci się
            wydaje, jak tam dotrzemy, nawet jeśli ta klinika istnieje?


                                                                         153
   148   149   150   151   152   153   154   155   156   157   158