Page 147 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 147

rzyć zespół a cappella”. Śpiewali, dopóki nie wzeszedł srebrny księżyc
            w pełni. Zerwał się wiatr i podmuchem otworzył okna na oścież.
               – Zamarzniemy dzisiaj – odezwała się Dora i wstała, aby je pozamykać.
            Rachela spojrzała na prawie pustą skrzynię na węgiel i westchnęła. –
            Obawiam się, że zbytnio się rozpędziłam z węglem. Przepraszam.
               Był to znak, że czas już iść. Nachman nie miał w zwyczaju się narzu-
            cać ani przysłuchiwać się kłótniom innych ludzi. Poza tym wszystkie
            kromki chleba zostały zjedzone – nawet okruchy, które Jack zebrał
            w garść i próbował niepostrzeżenie wsypać sobie do ust.


                                           * * *

               Zainteresowanie nowymi znajomymi i historią ich przetrwania na
            Syberii szybko narastało. Mendlowi podobała się Itka, Jack wzdychał do
            Racheli, która z niezbyt wielkim entuzjazmem przyjmowała jego niemą-
            dre wybryki i opowiadane nie w porę żarciki. Nachman zaś co wieczór
            szukał towarzystwa Dory i stał się regularnym gościem w ich wspólnym
            mieszkanku. Wszyscy trzej adorowali dziewczęta z całą gorliwością
            obdartych uchodźców bez grosza przy duszy: przynosili im zaoszczę-
            dzone lepioszki, jakby to były bukiety róż. Ich ulubionym zajęciem było
            dzielenie się opowieściami z domu nad niekończącymi się filiżankami
            herbaty.
               Po zaledwie kilku tygodniach Nachman, stały bywalec, wędrował do
            mieszkania Dory sprężystym krokiem, pogwizdując przy tym wesoło.
            Pewnego piątkowego wieczoru Dora otworzyła mu drzwi, gdy tylko
            zapukał. Miała na sobie granatową, dopasowaną sukienkę z eleganckim,
            haftowanym białym kołnierzykiem. Włosy miała upięte, co podkreślało
            jej wysokie kości policzkowe. Wyglądała królewsko i światowo. Było
            w niej coś tajemniczego. Nachmana uderzyło, jak bardzo różniła się od
            Jadwigi, której okrągła, blada buzia i wydęte usta sprawiały, że wyglą-
            dała młodziej niż na swój wiek, a uniesione łukowato brwi nadawały jej
            wyraz wiecznego zdziwienia.
               Gliniana podłoga była schludnie zamieciona, na stole stały dwie
            zapalone świece, a w czajniku parzyła się herbata. Przyjaciółki Dory
            zazwyczaj usuwały się w cień podczas jego wizyt. Krzątały się wokół
            piecyka albo zajmowały się cerowaniem. Tego wieczoru nie było ich
            w domu.


                                                                         147
   142   143   144   145   146   147   148   149   150   151   152