Page 144 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 144

wydawał się być na wyciągnięcie ręki, tuż za następnym zakrętem.
          Wierzył w to najmocniej, jak potrafił. Był to talizman, którego nikt nie
          mógł mu odebrać.

                                        * * *

             Za każdym razem, kiedy w późniejszych latach rozmawialiśmy o tej
          niesamowitej podróży ojca, zawsze prosiłam go, aby bardziej szczegółowo
          opisał to, co widział, abym i ja mogła za jego pośrednictwem odwiedzić
          te miejsca. Mówił tylko: „Coś tak pięknego jest niemożliwe do opisania.
          Słowa nie oddadzą rzeczywistości. Poza tym i tak przez cały czas trwania
          tej podróży byłem tak głodny, że pusty żołądek pochłaniał większość
          mojej uwagi”. Po bezbarwnej monotonii Łodzi, po uwięzieniu, widok
          owych starożytnych, pełnych przepychu miast pozwolił mojemu ojcu
          uwierzyć, że z jego decyzji o ucieczce z Łodzi wyniknie coś pozytywnego.

                                        * * *


             Zimą 1942 roku Nachman i jego przyjaciele zamieszkali w Samarkan-
          dzie w prowadzonym przez miasto schronisku. Mieli jeszcze parę rubli,
          co uchroniło ich od śmierci głodowej, lecz byli bezustannie głodni. Myśl
          o jedzeniu przesłaniała wszelkie inne troski. Towarzyszyła im w dzień
          i w nocy. W ich snach regularnie pojawiały się parujące półmiski wypeł-
          nione potrawami; opowiadali sobie o tym nawzajem, jakby recenzowali
          restauracje. Wiedzieli, że jeśli wkrótce nie znajdą pracy, umrą jak wielu
          ich znajomych z Opalichy. Myśleli także o kobietach. Od lat żyli w celiba-
          cie. Pewnego marcowego dnia Mendel wkroczył do ich wspólnego pokoju
          podekscytowany i z nietypowym dla siebie uśmiechem.
             – A co ci tak wesoło? – zapytał Nachman.
             – Dostałeś te buty, o których marzyłeś? – zgadywał Jack, sądząc, iż
          Mendel wstąpił do ośrodka pomocy dla uchodźców. Spojrzał jednak na
          stopy Mendla i przekonał się, że nadal nosi swoje stare, dziurawe trzewiki.
             – Co się stało? Powiesz nam wreszcie? – ponaglił go Nachman.
             – Nie uwierzycie, co odkryłem. – Mendel chodził po izdebce, trzymając
          przyjaciół w napięciu.
             – Nu, nu, zog epys! Powiedz coś! – domagali się obaj.
            – Dziewczyny! – wykrzyknął Mendel.


          144
   139   140   141   142   143   144   145   146   147   148   149