Page 141 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 141

Rozdział czwarty




            Podobnie jak włóczędzy z epoki Wielkiego Kryzysu, Nachman, Jack i Men-
            del nie mieli innej możliwości, jak tylko zakradać się na wagony towarowe
            w nadziei, że są puste, gdyż obawiali się przygniecenia przesuwającym
            się podczas jazdy ładunkiem. Dużo sympatyczniej było podróżować
            z nowymi przyjaciółmi z Łapuszki. Nachman lubił tę dwójkę. Jack był
            chudy i wysoki jak uliczna latarnia; przysadzisty Mendel miał gęstą,
            czarną czuprynę. Wdrapywali się na dachy pociągów, balansowali na
            platformach pomiędzy wagonami, zaś przyjaźni chłopi podwozili ich
            czasem na swoich rozklekotanych wozach. Przez wiele dni jedynym
            dostępnym środkiem lokomocji były ich własne, pokryte pęcherzami
            stopy. Z niesłabnącą determinacją dniami i tygodniami kierowali się ku
            południowym rubieżom Związku Radzieckiego. Często musieli wysia-
            dać, kiedy okazywało się, że pociąg nie jedzie na południe, albo kiedy
            opróżniano go z ładunku i pasażerów, aby zrobić miejsce dla żołnierzy
            wysyłanych na front. Szukali dorywczej pracy, wynajdowali noclegi
            w zatłoczonych schronach, porzuconych stodołach, a czasami w gospo-
            darstwach, kiedy była dla nich praca. I czekali, czasami przez wiele
            dni, aż zmaterializuje się kolejny pociąg. Garść rubli, które otrzymali
            podczas likwidacji obozu w Łapuszce, wystarczyła im na przeżycie zale-
            dwie kilku tygodni. Nadal prześladował ich głód, którego doświadczyli
            w obozach, lecz byli wolni. Samo to dawało im siłę, aby kontynuować
            poszukiwania względnie bezpiecznego schronienia i wytchnienia po
            dwóch latach tułaczki.
               Nachman rozmyślał o rodzinie i przyjaciołach, których zostawił
            w Polsce. W wyobraźni ciągle widział ich twarze; zastanawiał się, co
            się z nimi stało. Starał się odepchnąć wizje zmarłych, których widział
            na polach śmierci pod Łodzią i w Opalisze. Nie chciał, aby wizerunki
            ukochanych bliskich mieszały się z obojętnymi twarzami umarłych.
               Nie mógł wiedzieć, że już w maju 1940 roku w hermetycznie zamknię-
            tym łódzkim getcie tłoczyło się 160 tysięcy ludzi. Jesienią 1941 roku, po
            przybyciu tysięcy Żydów deportowanych z Austrii, Niemiec, Luksemburga
            i Czechosłowacji, gęstość zaludnienia w getcie wzrosła tak bardzo, iż
            normą stało się mieszkanie po siedem osób w jednej izbie.



                                                                         141
   136   137   138   139   140   141   142   143   144   145   146