Page 137 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 137
waliśmy swoje wychudłe ciała ramionami, aby trochę się ogrzać, lecz
bezskutecznie. Oprócz wielu innych niedogodności dokuczały nam wszy,
ucztujące na naszych ciałach. Zjadały nas żywcem. Baraki były brudne,
dachy przeciekały i woda ciekła do środka przy najlżejszym nawet desz-
czu.
Czas nam się dłużył, wszyscy byli przygnębieni. Obawialiśmy się
nadejścia śniegów. Nasza niewola zdawała się nie mieć końca. Nikt nie
powiedział nam, jakie popełniliśmy przestępstwa, ani też jak długo
będziemy pozbawieni wolności, więc trudno było wyobrazić sobie koniec
tego koszmaru. Nie mieliśmy żadnych wiadomości o świecie poza gra-
nicami obozu. Byliśmy jak na bezludnej wyspie. Codziennie wzrastała
liczba zgonów, a warunki były coraz gorsze. W obozie panowała ponura
atmosfera.
Ludzie zaczęli się buntować. Zaczęliśmy planować strajk, po części
na skutek nalegań bundowców, po części dzięki mojemu wsparciu. Nie
byliśmy nastawieni optymistycznie co do wyniku akcji, ale doszliśmy
do takiego etapu, że dosłownie nie byliśmy w stanie pracować, ponie-
waż prawie wszyscy byli wycieńczeni z głodu, a wielu było poważnie
chorych. Obozowa lekarka nie posiadała ani umiejętności, ani medy-
kamentów potrzebnych do leczenia. Była zajęta przetrwaniem – swoim
i męża.
Noc w noc szeptem omawialiśmy nasze plany w jidysz, aż w końcu
ustaliliśmy, co robić. Jeden z naszych współwięźniów, wykształcony
młody człowiek o nazwisku Lewin, mówił dobrze po rosyjsku. Uznali-
śmy, że najlepiej sprawdzi się w roli naszego rzecznika przed władzami
radzieckimi. Oprócz Lewina kluczową rolę w strajku miał również ode-
grać Wajnsztok, ze względu na swoją nieprawdopodobną chucpę. Potrze-
bowaliśmy wszelkiego wsparcia, jakie mogliśmy znaleźć. Po pierwsze,
napisaliśmy długi list z opisem naszej sytuacji i zaadresowaliśmy go do
szefa NKWD (tajnej policji, oficjalnie określanej jako Ludowy Komisariat
Spraw Wewnętrznych) w Moskwie. Opisaliśmy w nim korupcję naczel-
nika i złe traktowanie, sporządziliśmy również listę spowodowanych
nim zgonów. Lewin przetłumaczył to, co mu podyktowaliśmy i spisał
swoim koślawym pismem, ale to wystarczyło. Potem powierzyliśmy
list jednemu z rosyjskich żołnierzy, który wydawał się nam współczuć,
prosząc o wysłanie go w naszym imieniu. Z niepokojem liczyliśmy upły-
wające tygodnie. Nie mieliśmy pojęcia, czy list w ogóle został nadany,
137