Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 134

i zamieniony w jezioro. Jednak to nie budowa tego dzieła inżynierii była
          cudem, lecz to, że przeżyliśmy.
             Z biegiem czasu sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Kiedy nadeszła
          trwająca pięć miesięcy zima i temperatury spadały aż do minus czter-
          dziestu stopni, wielu z nas umierało z powodu wyziębienia, zapalenia
          płuc i różnych infekcji układu oddechowego. Odmrożenia stanowiły taką
          samą codzienność jak mróz. Do tego jeszcze dochodziła niepohamowana
          korupcja w kręgu naczelnika, jego żony i ich sprzymierzeńców.
             Żona naczelnika została zatrudniona jako obozowa lekarka. Ponieważ
          była z nadania politycznego, pozwalała sobie na „odkupywanie” różnych
          rzeczy od więźniów – kurtek, butów, zegarków – czegokolwiek, co miało
          jeszcze jakąś wartość. Sprzedawała je później okolicznym wieśniakom
          i napychała sobie kieszenie. Więźniowie byli gotowi sprzedać swoją
          własność za bochenek chleba. Byli gotowi zadowolić się nawet połową
          bochenka. Synowie z zamożnych rodzin mieli więcej rzeczy na sprzedaż,
          ale wyglądało na to, że potrzebują dodatkowego chleba bardziej niż inni.
          Byli nieprzyzwyczajeni do ciężkiej pracy fizycznej i głodu, więc słabli
          jako pierwsi i desperacko walczyli o każdy dodatkowy kawałek chleba,
          który mogli dostać. Nie byli w stanie wytrzymać kopania, podnoszenia
          ciężarów ani prac budowlanych. Padali jak muchy. W ciągu zaledwie paru
          miesięcy szesnastu chłopaków z mojej grupy umarło z wyczerpania. Nie
          liczę już tych, którzy umarli na skutek chorób.
             – Tato, sprawdziłam to. Jesteś mistrzem niedopowiedzeń. W latach
          1941-1943 z chorób i wyczerpania zmarło ponad pół miliona więźniów
          gułagu.
             – Mogę mówić tylko o tym, co widziałem.
             – Widziałeś wiele.
             Łyknęliśmy herbaty, zagryzając rodzynkami i daktylami.
             Tata mówił dalej.
             – Normalna dzienna racja wynosiła dwieście gramów suchego,
          czarnego chleba, jakieś siedem uncji. Ale wydawano ją tylko w zamian
          za wykonanie normy. Wykonanie normy sprawdzał diesiatnik, specjalny
          nadzorca. Normą do wykonania w określonym czasie mogło być na
          przykład wykopanie dołu o wymiarach metr na dwa. Jeśli diesiatnik
          po zmierzeniu dołu stwierdził, że więzień wykonał tylko połowę normy,
          otrzymywał jedynie połowę racji chleba. Mężczyzna wykonujący pracę
          fizyczną nie mógłby przeżyć na tych głodowych racjach. Naczelnik i jego


          134
   129   130   131   132   133   134   135   136   137   138   139