Page 130 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 130

wystarczającej do wyczerpującej pracy fizycznej na dworze. Tacy więź-
          niowie ukrywali się pod pryczami lub w ciemnych kątach, aby uniknąć
          wysłania do pracy na czternaście godzin. Kimże byłem, aby ich ścigać?
          Przymykałem oko i nie widziałem ich.
             Wyszedłem ze swoimi ludźmi na zewnątrz. Staliśmy na baczność,
          czekając na inspekcję naczelnika; potem odczytałem mu raport. Wrza-
          snął: „Mamy opóźnienie wobec planu. Jeśli nie zabierzecie się do uczci-
          wej roboty, niedołęgi, to każę was wszystkich wrzucić do paki. Macie
          tu przydziały pracy, weźcie je i nie róbcie takiej miny. Pomagacie wiel-
          kiemu narodowi”. Wszystkie nasze przydziały dotyczyły ciężkiej pracy,
          na którą żaden z moich ludzi nie był przygotowany fizycznie: ścinanie
          ogromnych drzew, przewożenie bali i ziemi, kopanie okopów i usuwanie
          głazów. Wiedziałem, że słabsi nie będą w stanie sobie poradzić. Brygady
          odprowadzono do pracy pod lufami karabinów.
             Dopiero po kilku tygodniach odkryłem, że Hoffman przyjął zupełnie
          inną strategię wyprowadzania wszystkich swoich ludzi na apel. Kiedy
          zauważył, że kogoś brakuje, przeszukiwał prycze i przestrzeń pod nimi,
          sprawdzał wszystkie ciemne kąty i latryny. Wykrzykiwał nazwiska
          i groził. Ja, w odróżnieniu od Hoffmana, nie przeszukiwałem wszystkich
          możliwych kryjówek. Myślałem sobie, że jeśli moje „przeoczenia” wyjdą
          na jaw, zostanę co najwyżej zwolniony z funkcji kierownika kolumny
          i skazany na areszt. Hoffman jednak był urodzonym biurokratą. Robił
          dokładnie to, co mu kazano. Wywlekał na apel wszystkich, nawet naj-
          bardziej chorych, po czym wysyłał ich do pracy. Jako Żyd wstydziłem
          się, że nie potrafił okazać serca swoim współwięźniom. Przywodził mi
          na myśl Reznika, a nawet Boltza; nienawidziłem wojny za to, że zmienia
          ludzi w istoty pozbawione ludzkich cech.

                                        * * *

             Zatrzymałam nagranie, aby zastanowić się nad tą refleksją. Jak bar-
          dzo nie podobałoby mu się, że po ataku z 11 września niektórymi ludźmi
          zaczął rządzić strach. Byłoby mu bardzo smutno. Upiłam łyk herbaty, ale
          była już zimna. W gabinecie zrobiło się zbyt chłodno. Wstałam i pode-
          szłam do termostatu, aby podnieść temperaturę, a w głowie brzmiały
          mi słowa ojca. Niedopowiedzenia były jego cechą charakterystyczną.
          Z własnych badań oraz komentarzy dawnych współwięźniów ojca, któ-


          130
   125   126   127   128   129   130   131   132   133   134   135