Page 131 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 131
rych poznałam w Izraelu, dowiedziałam się, że jeśli wyszłoby na jaw, że
tata ukrywa więźniów, którzy nie chcieli bądź nie mogli iść do pracy,
naczelnik obozu z pewnością skazałby go na śmierć.
Podczas pobytu w obozie w Opalisze ojciec był jednym z dwóch milio-
nów więźniów zesłanych do najodleglejszych i najbardziej niedostępnych
rejonów Rosji. Taka lokalizacja nie była dziełem przypadku. Sowieci
pragnęli skolonizować te okolice, lecz najpierw należało zrealizować
potężne projekty budowlane. Mój ojciec i inni stanowili darmową siłę
roboczą.
Usiadłam z powrotem i włączyłam taśmę, ale w nagraniu coś zatrzesz-
czało. Skrzywiłam się, mając nadzieję, że nie straciłam żadnego zdania.
Z irytacją wyłączyłam odtwarzacz i wzięłam do ręki fotografię ojca
stojącą na biurku. Siedział w kajaku w kamizelce ratunkowej nałożonej
na biały, rozpinany sweter i uśmiechał się jak dziecko z nową zabawką.
Zdjęcie zostało zrobione w Disney World w dniu jego osiemdziesiątych
urodzin. Z wiekiem stawał się coraz śmielszy.
– Chciałbym popływać tą łódką – powiedział, kiedy mijaliśmy lagunę.
– Ale Tinku, ty nie umiesz pływać. Co będzie, kiedy łódka się wywróci?
– zapytałam. Martwiłam się, bo sama nie potrafię pływać, a poza tym
był styczeń. Woda była bardzo zimna.
– Czym się tu martwić? – odrzekł z szerokim uśmiechem. – Za bardzo
się martwisz, Aniu. Włożę ratowacz życia.
– Mówi się kamizelka ratunkowa, tato.
– Ot azoj di kac kumt ibern waser. Tak właśnie kot przechodzi po
wodzie – zażartował.
Odłożyłam zdjęcie, spakowałam służbowe dokumenty do dużej
koperty z brązowego papieru i poszłam na górę. Po drodze nadal rozmy-
ślałam o wyjątkowo niedostępnym położeniu łagru Opalicha. Oddalenie
od cywilizacji miało swój cel, minimalizowało bowiem ryzyko ucieczek
więźniów. Byli tak osłabieni, że przeżycie próby ucieczki było w ich przy-
padku mało prawdopodobne, lecz każdy obóz posiadał wyszkolone psy
tropiące. Ojciec nie mówił o tym zbyt wiele. Przez całe życie miał zwy-
czaj godzić się z każdą sytuacją, w jakiej się znalazł, jakby pertraktował
z własną duszą: „Nie będę lamentował, nie będę narzekał i przetrwam
te czasy, to miejsce, tę sytuację. A jeśli przeżyję, nie będę się skarżył, ale
nigdy nie zapomnę”.
131