Page 128 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 128
odkryłam, że czytał wszystkie ukazujące się wspomnienia z okresu
Zagłady i opracowania naukowe na ten temat, w których pojawiały
się informacje z otwartych niedawno archiwów. Znałam te tomy. Ich
kolorowe grzbiety w twardej oprawie nadal wypełniały zajmujący całą
ścianę regał taty, wykonany według jego projektu przez rosyjskiego
stolarza, imigranta, takiego jak my.
W domu panowała błogosławiona cisza. Pamiętałam ogólny zarys
tej historii, lecz chciałam wychwycić z głosu ojca każdy niuans. Opis
przyjazdu do lodowatej rosyjskiej głuszy podziałał na mnie jak magnes.
Nacisnęłam klawisz „play” i w pokoju rozległ się głos Tinka. Byłam
oczarowana jego melodyjnym tonem i niespiesznym, konwersacyjnym
tempem opowieści. Nie brzmiało to tak, jakby odczytywał zapisaną rela-
cję. Był gawędziarzem, nie pisarzem. Jego opowieść była zwyczajna, jak
rozmowa pomiędzy nami, prosta i miła. Pomimo ponurego charakteru
opisywanych wydarzeń w jego głosie nie było napięcia ani niepokoju. I ten
akcent... Uwielbiałam słuchać jego angielszczyzny naznaczonej jidysz,
a także fragmentów mówionych wyłącznie po żydowsku. Dzisiaj bardzo
niewielu ludzi mówi w jidysz, a wszyscy są bardzo sędziwi. W Nowym
Jorku rzadko kiedy słychać ten język. Bardzo, bardzo za nim tęsknię.
* * *
– Hoffman poinformował mnie o moich obowiązkach. Moim zadaniem
było pilnowanie, aby wszyscy więźniowie pojawili się rano na apelu po
przydział do pracy. Nie miało znaczenia, czy są niewykwalifikowani,
starzy, chorzy czy ranni. Musieli pracować bez względu na wszystko.
Na miejscu w obozie miałem dbać o to, aby wszystkie warsztaty – kra-
wiecki, szewski, łaźnia, kuchnia i pralnia – funkcjonowały prawidłowo.
Gdyby cokolwiek szwankowało, byłbym za to osobiście odpowiedzialny.
Dzień pracy trwał od świtu do zmierzchu, zaś zapłatę stanowiła porcja
chleba. Jeżeli ktoś nie wypełnił dziennej normy, rację chleba odpowiednio
zmniejszano.
Podzieliliśmy ludzi na brygady; na czele każdej z nich stał brygadzista.
Było około trzydziestu brygad po dwudziestu ludzi każda. Codziennie
rano i wieczorem odbywał się apel, na którym wszyscy więźniowie
musieli się stawić do przeglądu. Hoffman i ja, jako kierownicy kolumn,
musieliśmy wówczas zdawać raport naczelnikowi.
128