Page 125 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 125

Jak na razie, nie miał problemów z odpowiedzią. Uspokoił się, ponie-
            waż nie musiał kłamać. Mimo to nadal nie rozumiał, do czego zmierza
            ta rozmowa.
               – Opowiedzcie mi o waszej pracy w Polsce i do jakich szkół chodziliście.
               Nachman odpowiadał krótko na każde pytanie, zdradzając jak naj-
            mniej szczegółów. Po każdej odpowiedzi enkawudzista kiwał głową
            i patrzył mu prosto w oczy. Siedzieli tak blisko siebie, że Nachman widział
            duże, białe zęby Rosjanina i czuł jego oddech. Nagle enkawudzista prze-
            rwał przesłuchanie, a po dłuższej chwili, która wydawała się wiecznością,
            zapalił papierosa. Nachman sądził, że rozmowa dobiegła końca. Wiercił
            się niespokojnie, usiłując nie spaść z kamienia.
               Rosjanin ponownie spojrzał mu w twarz i rzucił:
               – Libeskind, służyliście kiedyś jako dowódca?
               Oj, będę miał kłopoty – pomyślał Nachman. Oczywiście, że służył.
            Był drużynowym w SKIF-ie, ale bał się to ujawnić, więc zaprzeczył.
               Enkawudzista milczał przez jakiś czas, przesuwając palcami po gęstej,
            płowej czuprynie, po czym zwrócił się do Nachmana z poważną miną:
               – Myślicie, że potrafilibyście zarządzać ludźmi?
               – Wydaje mi się, że mogę spróbować.
               Rosjanin wstał, uśmiechnął się szeroko i klepnął Nachmana w ramię.
               – Wy budietie rukowoditieljem wtoroj kołonki! Będziecie kierownikiem
            drugiej kolumny!
               Gestem nakazał Nachmanowi pójść za sobą. Stojący w pobliżu więź-
            niowie wyglądali na osłupiałych, jakby byli świadkami cudu. Brama
            otworzyła się, a ich współwięźniowi pozwolono opuścić miejsce pracy.
            Nachman został wyprowadzony przez bramę, obok strażników, z powro-
            tem do obozu, potem zaś do biura naczelnika obozu. Był tam już Hoffman;
            dyskutowali z dyrektorem, jak zarządzać sześcioma setkami ludzi, aby
            wypełnić normy narzucane przez administrację w Moskwie. Siedzieli
            przy prostym, sosnowym stole w niewielkim pokoiku, niemal tak samo
            pustym jak baraki, z wyjątkiem brzuchatego piecyka w rogu i portretu
            Stalina nad biurkiem. Odchylili się w krzesłach, czekając, aż enkawu-
            dzista przedstawi Nachmana i ogłosi swoją decyzję.
               Naczelnik wydawał się dość przyjazny. Wyjaśnił, że Hoffman, który
            początkowo miał zarządzać pracą wszystkich brygad, zaproponował,
            iż tak wielka grupa powinna zostać podzielona na dwie sekcje liczące
            po trzystu ludzi. Zasugerował, że jedną poprowadzi on, zaś drugą autor


                                                                         125
   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129   130