Page 123 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 123
Opalichy wcześniej, ponieważ nie przyjechał wraz z resztą grupy. Stanął
w wejściu i powoli przesunął wzrokiem po żałosnej zbieraninie. Potem
zapytał nienagannym rosyjskim:
– Który z was spisze mi listę wszystkich nazwisk z tego baraku?
Cisza. Nikt nie śmiał się odezwać.
– Jak długo mam czekać na ochotnika? – Hoffman wydawał się ziry-
towany.
Nachman nie wiedział, co się stanie, jeśli nikt się nie zgłosi. Może
cała grupa zostanie ukarana. Był znany z pięknego charakteru pisma,
pomyślał więc: Co najgorszego mogłoby się zdarzyć?
Po chwili wystąpił naprzód.
– Ja mogę to zrobić – powiedział.
Hoffman wyglądał na zadowolonego. Twarz mu się rozjaśniła, wręczył
mu podkładkę do pisania i ołówek. Nachman rozejrzał się, zastana-
wiając się, od kogo zacząć. Nie chciał nikogo pominąć. Mężczyźni stali
jakby w oczekiwaniu na wyrok. W ich oczach było jedynie przerażenie.
Czuć ich było potem i strachem. W większości byli młodzi i szczupli, jak
Nachman. Było kilku w średnim wieku, z cieniem siwizny na skroniach
i brzuchami, których świetność dawno minęła. Kilkunastu wyglądało na
starszych i wyczerpanych podróżą. Wszyscy byli obszarpani, w pomię-
tych ubraniach i znoszonych butach nie mających szans na przetrwanie
zimy.
Nachman podchodził do każdego z nich, pytał o nazwiska i zapisywał
je najstaranniej jak potrafił, pomimo tępego ołówka i szorstkiego, gru-
bego papieru. Ich twarze i imiona były znajome, jak u krewnych i przy-
jaciół w Łodzi: Abraham, Bejrl, Dowid, Izaak, Jakub, Maks, Mejer, Mojsze,
Jankiel... cały alfabet żydowskich proroków i uczonych. Są tacy jak ja i moi
bracia – myśl ta sprawiła, iż Nachman poczuł silny ból w sercu. Pomyślał
o dwóch swoich braciach, znajdujących się obecnie w okupowanej przez
hitlerowców Polsce. Teraz ci ludzie będą moimi braćmi – uspokajał sam
siebie.
Po sporządzeniu listy nic więcej się nie wydarzyło. Wyczerpani więź-
niowie zapadli w głęboki sen. Następnego dnia ostry dźwięk alarmu
zabrzmiał jeszcze przed świtem. Trzeba było wyjść na dwór i stanąć na
baczność do liczenia. Każdy więzień musiał stawić się na apelu, gotowy
do pracy niezależnie od stanu zdrowia. Zanim strażnicy wpadli do
baraku, Nachman słyszał ich kroki i wrzaski na zewnątrz. Nie zanosi się
123