Page 90 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 90
czy za drutami getta; z gangreny czy z głodu... Później tego rodzaju filo-
zofii poniechał.
Z początkiem drugiego roku getta wypisał pierwszą kartę zgonu,
na której widniało jego nazwisko. To był początek długiej serii. Raz po raz
poczęli go nachodzić krewni, członkowie licznej rodziny ojca – rzadziej po
jakieś lekarstwo, czy z prośbą o skierowanie do szpitala, a częściej z kartą,
którą trzeba było wypełnić i podpisać... Jego rodzice w trzecim miesiącu
okupacji uciekli do Warszawy. On pracował już wówczas w pogotowiu
i postanowił nie ruszać się z Łodzi. W getcie znaleźli się bracia i siostry
ojca ze swoimi rodzinami. Bardzo licznymi rodzinami.
Nigdy, prawdę powiedziawszy, nie czuł jakiejś szczególnie bliskiej więzi
z rodziną ojca. Nie miał właściwie okazji, by się nad rodzinnymi więzami
zastanowić. To były jedne z tych spraw, które ustawił gdzieś w dalszym, mało
ważnym planie. Poszufladkował sobie życie w sposób schematyczny, łudząc
się, że właściwy, naukowy światopogląd automatycznie obejmie sprawy
wielkie i małe, dalekie i bliskie. A te wielkie i ważne sprawy były z pierwszych
stron gazet, a nie z kronik rodzinnych. Nie wątpił w słuszność takiego zaszu-
fladkowania. Był przekonany, że skoro przetrawił polityczne czy ideologiczne
problemy współczesnego świata, wszystko inne jest tylko czymś wtórnym,
jakże mało ważnym. Krótko mówiąc, w mechanizmie regulującym puls życia
były koła ważniejsze i kółka mniej istotne. Rodzina należała do tych ostat-
nich. Była to postawa tym bardziej wygodna, że właściwie nieliczni tylko
przedstawiciele bogatej rzeszy ciotek, wujków, kuzynek i kuzynów wzbu-
dzali w nim serdeczniejsze, no, powiedzmy, cieplejsze uczucia. Co tu dużo
mówić! Rodzina, ta ze strony ojca, był to świat zupełnie mu obcy . Dopiero
63
tutaj, w getcie, gdy ci ludzie jeden za drugim odchodzili w nicość, a on żegnał
ich składając swój podpis u dołu karty zgonu, zaczął zdawać sobie niejasno
sprawę, że oto wykrusza się całość, której i on jest cząstką, że te mało ważne
kółka w mechanizmie życia mają swój sens.
63 Rodzina ojca A. Mostowicza pochodziła z Krośniewic i wywodziła się ze środowiska chasydzkiego.
Dziadek całe życie studiował Talmud. „Z kolei rodzina ze strony matki była niemal całkowicie
spolonizowana. Jej brat przeszedł nawet na katolicyzm. U nas w domu też mówiło się po polsku”.
Zob. J. Podgórska, Żyd wieczny Polak. Podwójna tożsamość Arnolda Mostowicza, „Polityka”,
2001, nr 14, s. 74-76.
88
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 88 14-01-31 14:37